czwartek, 20 kwietnia 2017

Rozdział XVI



  Rozdział 16

 Miecz oburęczny, szczerze powiedziawszy zapamiętałam go jako lżejszego. Cała radość spowodowana sparingiem z Willem odeszła jak za dotknięciem magicznej różdżki. W tym przypadku za różdżkę robił miecz. Nie zważając na to, ustawiłam się po przeciwnej stronie chłopaka. Ten pokręcił głową, opuścił swój miecz i podszedł do mnie.
- Nie tak. Nogi szerzej. – Mieczem pokazał mi miejsca, w których mam stanąć. – O właśnie, teraz znacznie lepiej. Masz teraz stabilniejszą postawę. Pamiętaj ciężar ma być na dwóch nogach, nie na jednej, bo przy pierwszym mocniejszym ciosie stracisz równowagę. Lekko ugnij kolana. Dobrze, teraz popracujemy nad chwytem .
- Coś z nim nie tak? – Spytałam. Zawsze, czyli tak przez jedną lekcję, uważałam, że mój chwyt jest dość dobry.
- Tak. Jest zły, bardzo zły. Zobacz. – Stanął naprzeciwko mnie i zaatakował. Miecz praktycznie od razu wypadł mi z ręki. Will wyszczerzył się jak głupi, czerpiąc satysfakcję z tego, że miał rację. – Teraz już widzisz, że źle trzymasz miecz? – Pokiwałam twierdząco głową, Will się do mnie uśmiechnął. – Zaraz to zmienimy, trochę nad tym popracujemy i na pewno wygrasz z Leo. – Chłopak podszedł do mnie, podniósł miecz i mi go wręczył. – Jak już widzisz postawę masz dobrą. – Stanął za mną i położył swoje ręce na moich dłoniach, trzymających miecz. – Podstawowym błędem u każdych początkujących jest za bliskie trzymanie dłoni  na rączce miecza. Kluczem do sukcesu i dobrego wechtunku jest odległość. Prawa ręka powinna znajdować się tuż pod jelcem, a lewa nad głowicą. Dłonie powinny się lekko stykać, a nie jak w twoim przypadku nachodzić na siebie. – Wybuchł śmiechem. Gdy nie przesuwałam dłoni w wyznaczone miejsca Will westchnął i  pocałował mnie w szyje. – Czy Jace pokazał Ci jak zbudowany jest miecz, czy rzucił ci go i kazał walczyć?
- Raczej to drugie. Mówił, że tak sprawdzimy czy miecz jest moją mocno lub słabą stroną i czy jest moją specjalnością. Podobno gdyby nią był wiedziała bym wszystko, niezależnie od tego czy już go kiedyś trzymałam czy nie. Powinno mi to przyjść naturalnie. Tak się jednak nie stało i od tamtej pory nie miałam przyjemności nim walczyć. – Odpowiedziałam, odchylając szyję do dalszych pocałunków Willa.
- Cały Jace. Więc jelec znajduje się tu. – Przesunął moją dłoń po trzonie rękojeści. Okazało się, że jelec oddziela rękojeść od główni miecza. – Tak, bardzo dobrze. Natomiast lewą dłoń połóż tu. Głowica to zakończenie miecza, równocześnie uniemożliwia Ci osunięcie się dłoni z rękojeści. Takie samo zadanie ma jelec, który nie dopuszcza aby twoja dłoń znalazła się na ostrzu, a przy okazji jako tak chroni twoje palce. Shadow skarbie, bez obrazy ale trzymasz miecz jak rasowa kobieta. Nie bój się go. Zaciśnij mocniej dłonie, by polepszyć uchwyt. Teraz jest dobrze. Miecz trzymany przez twoją dłoń jest przedłużeniem twojej ręki. Dopóki masz go w dłoni jest twoim przyjacielem i sprzymierzeńcem w pokonaniu wroga. Teraz puszczę. Nie zwracaj uwagi na jego ciężar. On tylko pomaga lepiej wyprowadzać ciosy. – Przez wskazówki Willa miecz faktycznie lepiej leżał w dłoni. Przez ułożenie dłoni duży ciężar nie był już taki odczuwalny. – Lepiej? – Zapytał.
- Znacznie. Już nie jest aż tak bardzo ciężki jak poprzednio. Lepiej się go trzyma. Jednak wiesz co robisz, mój najwspanialszy Nocny Łowco. – Odpowiedziałam. Na twarzy Willa wykwitł zniewalający uśmiech. Dał mi całusa w szyję. Odszedł ode mnie i ustawił się naprzeciwko mnie. Mruknęłam z niezadowolenia. Chłopak zaśmiał się.
- Więcej po treningu i twojej wygranej. Teraz wyciągnij miecz przed siebie. Cały czas zachowuj swoją postawę . – Zrobiłam to co mi powiedział. – Właśnie tak, dobrze. W walce jedna z twoich nóg jst zawsze przed drugą. Zazwyczaj jest to ta dominująca. Podchodzisz do przeciwnika i z ugiętych nóg wyprowadzasz cios. Gdy ty jesteś atakowana, w dalszym ciągu zachowujesz swoja postawę i blokujesz atak lub zadajesz swój własny.
- Dużo tutaj tego „zachowaj postawę” – Odparłam.
- Owszem. Postawa to pięćdziesiąt procent sukcesu w walce.  Kontynuujmy. Odpieranie ataków jest dość trudne, więc staraj się ty atakować. W większości czasu jednak nie jest to jednak możliwe. Więc pamiętaj o tym aby zawsze być na ugiętych nogach. Nie dopuść do sytuacji, w której cofniesz obie nogi do tyłu. Wtedy leżysz albo giniesz. Wszystko przez to, że straciłaś równowagę. Tyle z teorii, przejdźmy do praktyki.
- Jej, nie mogłam się doczekać. – Odparłam z sarkazmem.
- Z takim nastawieniem, za daleko nie zajdziemy. Uśmiech na twarz i  niech ta dziewczyna, która stoi przede mną zwróci mi moja Shadow, która zawsze ma ochotę kogoś sprać i  zawsze ma ochoty na trening. Przyjmij to jako nowe doświadczenie, może a nóż Ci się spodoba. Pamiętaj co jest stawką.
- Tak, masz rację. Wygrana z Leo.
- Leo to jedna sprawa, ale nagrodą jest wspólny wieczór ze mną i to nie koniecznie tu. Także moja panno lepiej się staraj, bo takiego seksiaka nie dostaje się codziennie. – Wybuchnęłam śmiechem. W każdym razie propozycja takiej nagrody bardzo przypadła mi do gustu i dała kopniaka do wykorzystanie teorii w praktyce. Przestałam się śmiać i skupiłam się na celu jaki założyłam na początku z Willem. Chodź raz wytrącić mu miecz. Wtedy podobno będę w stanie pokonać Leo. Wszystko działo się bardzo szybko. Will zaatakował pierwszy. Cofnęłam obie nogi i wylądowałam na tyłku.  Chłopak zagrodził mi drogę do wstania wierzchołkiem miecza. – Pamiętaj co Ci mówiłem, postawa to podstawa. Nie możesz się rozpraszać moją zniewalającą urodą, czy tego chcesz czy nie. Gdybym był twoim prawdziwym wrogiem już byś nie żyła. Jeszcze raz. – Podał mi dłoń i pociągnął mnie tak, że wstałam. Całkowicie wyłączyłam swój mózg. W głowie miałam tylko wskazówki Willa. Trzymaj ręce tak aby lekko się stykały, uważaj na nogi, postawa jest najważniejsza, atakuj, nie dopuść do wytrącenia miecza, nie czekaj aż ktoś zaatakuje pierwszy ty bądź szybsza ( niestety nie sprawdza się to w każdym przypadku), każdy przeciwnik ma słaby punkt, znajdź go. Tylko to chodziło mi pogłowie. Tempo wpatrywałam się w Willa. Tym razem to ja zaatakowałam pierwsza. Bez trudu odepchnął mój atak i wykonał kontr atak. Zablokowałam go, ledwo. Po chwili wytrącił mój miecz i przystawił jego czubek w miejsce mojego serca. Nie żyje. Znowu stanęliśmy naprzeciwko siebie i znowu wydażyło się to samo co przedtem i tak jeszcze kilkadziesiąt razy. Po trzech godzinach ciągłych upadków, wytrącania miecza z moich rąk i ciągłych uwag Willa, zamiast stanąć z powrotem naprzeciwko niego, położyłam się na macie ze zmęczenia i frustracji. Mój chwyt był coraz słabszy, przez nadgarstek. Który był tak omdlały, że zastanawiałam się czy jeszcze go posiadam.
- Will, nie dam już rady. Nie nadaję się do tego. Za dwie godziny jest walka z Leo a ja czuję się jak bym się nie czuła. Nie czuję już nadgarstków, rąk i nóg. Jeszcze nigdy nie byłam tak zmęczona po treningu, a Jace jest mega wymagający zresztą jak każdy w Instytucie. Twój trening jednak przebił wszystko. Jeśli Leo wybierze miecz, już leżę i pożegnam się z całym moim ekwipunkiem. Chyba nie jestem dobrym Nefilim.
- Mała nawet nie mów takich rzeczy. Każdy Nocny Łowca ma mocne i słabe strony. Ja nie umiem strzelać z łuku a o posługiwaniu się batem już nie wspomnę. Na pewno dasz radę. Nie jest tak źle, ja Ci się wydaje. – Położył się obok mnie. – A teraz chodź no tu i się przytul. – Położyłam się na jego ramieniu i się w niego wtuliłam. Zaczęłam wciągać jego zapach. Nawet jego pot pachniał cudowne. W końcu wszystko co Willa jest cudowne. Jest drugim Jace’m, ale jak dla mnie sto razy lepszym. Może ma soje napady i swoja arogancję, ale czuję, że przy mnie jest lepszy. Czuję, że będzie mnie kochać bez względu na wszystko i ze wzajemnością. Zaakceptował to, że jestem głucha, to, że jestem w pewnej części heroską. Nie przejmował się tym i zawsze był przy mnie bez względu na okoliczności i zawsze mnie wspierać. To dla niego wygram tą walkę, chodź bym już nigdy miała nie ruszyć nadgarstkami co jest bardzo prawdopodobne. Z takimi myślami i świadomością, że leżę na Willu i głaska mnie po włosach, zasnęłam.
- Shadow, wstawaj. Już pora. – Obudził mnie szept mówiony wprost do mojego ucha, oraz pocałunki składane na moich powiekach. Mruknęłam tylko i przekręciłam się w jego ramionach.- O nie moja panno, tak nie będzie wstawaj i idź się przebierz albo ja to zrobię za ciebie. Czeka walka do wygrania.
- Tak, tak mamo. Jeszcze tylko pięć minut. – Mruknęłam. Wszystko działo się szybko. Na początku mój poduszka mnie opuściła, a potem zostałam podniesiona i niesiona do łazienki na rękach owej poduszki. – Nie minęło pięć minut. – Fuknęłam gdy nie było sensu już spać, a poza tym nie było nawet jak. Przewieszona przez ramię chłopaka, to nie za wygodna pozycja do czegokolwiek a co dopiero do spania.
- Nic na to nie poradzę. Za jakieś dwadzieścia minut masz się spotkać na placu głównym, a jeszcze musisz się przebrać i uczesać włosy. Wiesz ja nic nie mam do warkoczy, które już tak nie wyglądają bo zamieniły się w gniazdo la jakiegoś zbłąkanego ptaka, ale podejrzewam, że niektórzy mieli by z tym problem.  Więc idź do łazienki a ja tu na ciebie poczekam. – Uśmiechnął się do mnie i niemal siłą wepchnął mnie do owego pomieszczenia.  Wzięłam dosłownie dwu minutowy prysznic, żeby chociaż trochę zmyć z siebie pot z treningu. W tempie ekspresowym rozczesałam szopę na głowię i uczesałam w kłosa dopieranego, tak aby jak najmniej mi przeszkadzał. Zaczęłam rozglądać się za jakimiś ubraniami. Nigdzie ich nie było.
- Will, przyniesiesz mi może ubrania z pokoju? Chyba zapomniałam ich wziąć. Oczywiście gdybyś sila mnie do łazienki mnie nie wepchnął to nic by się takiego nie stało ale no cóż. – Wykrzyknęłam, tak aby mnie usłyszał zza ściany.
- Już idę. Poczekaj chwilkę. – odpowiedział. W tym czasie gdy Will szukał mi ubrań ja okryłam się ręcznikiem i spokojnie siedziałam. – Uwaga, wchodzę. – Uprzedził i wszedł do łazienki. W ręce niósł strój bojowy i buty bojowe. Podał mi je i wyszedł z łazienki z uśmiechem. Wbrew sobie zaczerwieniłam się. Ja się nie czerwienię, nigdy. Nie byłam do końca pewna czy mogę się ubrać w strój bojowy, ale jestem Nocnym Łowcą i w taki strój ubieram się gdy idę walczyć, a z Leo mam zamiar walczyć i mam zamiar go pokonać. Wyszłam z łazienki w bojowym nastroju,
- Ooo co za miła niespodzianka. Jak widzę całkiem inne nastawienie niż jakieś dwie godziny temu. Wróciła moja Shadow. –Will wyszczerzył się w uśmiechu. Poklepał miejsce koło siebie na łóżku i kazał mi na nim siąść. Posłuchałam. Zza paska wyjął stele. Rozpiął suwak tym samym odsłaniając moje plecy. Narysował na nich runę sprawności, natomiast na nogach runę szybkości oraz zwinności, a na przedramionach runę zręczności
- Will po pierwsze umiem narysować runy, a po drugie nie wiem czy to jest dozwolone w końcu to świat herosów.  – Zaśmiałam się.
- Wiesz, z tego co wiem nigdzie nie było zakazu noszenia run podczas pojedynków, a takowy ma się odbyć. Myślę, że runy nawet są tu wskazane. Leo niech zazdrości, że nie może nosić run prosto od Anioła Razjela. Poza tym masz nad nim kolejną przewagę. A teraz wstawaj i idź skopać jeden tyłek. – Uśmiechnął się, wstał i podał mi swoją dłoń aby pomóc mi wstać.
   Szliśmy korytarzem mijając pokoje wszystkich herosów. Wydawało mi się, że ten korytarz nie miał końca. W końcu otworzyliśmy wielkie drzwi i wyszliśmy na plac główny. Ten był piękny. Otaczały go kolumny wznoszące się na dobre 25 metrów. Posadzka była wykonana z marmuru. Za kolumnami roznosiła bezkresna zieleń wywołana trawą. Pomiędzy kolumnami zasadzone były klomby kwiatów. Naprzeciwko drzwi wejściowych ustawiono drewniane ławki, na których obecnie siedziało całe moje rodzeństwo. Na środku placu stał Leo, który durnie się uśmiechał. Zakładam, że już cieszy się ze swojej wygranej. Po moim trupie.
   Will odłożył torbę z wszelaką bronią, którą przynieśliśmy ze sobą, tak na wszelki wypadek. Staliśmy naprzeciwko Leo, patrząc się prosto w jego oczy. Kiwnęłam głową w stronę Williama, dając mu tym samym aby się wycofaj i zasiadł na ławce. Kiwnął głową i przyciągnął mnie do siebie w pocałunku. Zewsząd dało się słyszeć dobiegające do moich uszu wiwaty i pogwizdywania. Oderwałam się od chłopaka i wybuchłam śmiechem, spowodowanym podekscytowaniem naszej widowni. Will powiedział, że całus był na szczęście, po czym odszedł, zostawiając mnie samą z moim przeciwnikiem.
- No nareszcie skończyliście, ile można na was czekać? Nie mamy całej nocy, na wasze miziania. Przed każdą walką to robicie? Jeżeli tak, to współczuję demonom tego czekania. –Prychnął.
- Nie gadaj tyle. Jestem tak jak się umawialiśmy, teraz podaj warunki pojedynku. – Wyszczerzył się w głupkowatym uśmiechu i podszedł do torby, znajdującej się przy „widowni”. Wyciągnął z niej czarną przepaskę, tylko jedną.
- Dobrze więc. Warunki są takie: zakładasz to – wręczył mi materiał – oczywiście na oczy, a ja nie. Ja ciebie widzę a ty mnie nie. – Uśmiechnął się wyzywająco.  Z tłumu dobiegło buczenie i odgłosy oburzenia.
- Sprzeciw! Co to ma być do cholery!? To miała być uczciwa walka, a jak na razie się taka nie zapowiada! Jesteś facetem do jasnej cholery czy nie? Boisz się przegranej więc osłabiasz przeciwnika?! Walka będzie nie równa! – Wykrzykiwał William. Leo zaniósł się głośnym śmiechem.
- Oczywiście, że będzie równa. Przecież jak mi wiadomo ona jest Nefilim czyli wojowniczką. Więc nie powinno to dla nie stanowić żadnej przeszkody. Więc teraz bądź tak uczciwy i zamknij się chłoptasiu, bo mam do stoczenia pojedynek z moja siostrzyczką.
- Coś ty powiedział? Nie masz prawa nazywać mnie chłoptasiem! – Nie dobrze. William dostał ataku. W tym samym momencie gdy o tym myślałam, chłopak doskoczył do Leo. Zamierzał się zamachnąć, ale ja byłam szybsza. W mgnieniu oka znalazłam się przy nim i w porę zatrzymałam jego dłoń. Posłał mi wrogie spojrzenie, takie samo gdy mnie dusił w pierwszych dniach mojego pobytu w Instytucie.
- William, dość! Uspokój się, słyszysz?! – Nie słuchał mnie, patrzył tylko nienawistnym spojrzeniem na Leo. Znowu próbował się zamachnąć. Nie zdążył. Założyłam mu dźwignię i powaliłam go na Ziemię. Przygniatałam mu policzek do zimnego marmuru, mając nadzieje, że dzięki temu ochłonie. Przestał się wiercić. Poluźniłam uchwyt i postawiłam go na kolana. – Teraz spójrz na mnie. Lepiej? – Potaknął. – Nie daj się prowokować temu gnojkowi. Pamiętaj co twoje napady mogą spowodować. Nie daj się opętać urokowi. Jesteś potężniejszy od niego. Tracąc panowanie nad sobą, tracisz siłę i precyzję. Nic tym nie osiągniesz. Nawet jeżeli nie chcesz tego słyszeć, to niestety Leo ma rację i to on ustala reguły tej gry. Spokojnie dam radę. W końcu szkolili mnie najlepsi w tym ty. Teraz idź zajmij swoje miejsce i napawaj się widokiem tego jak wygrywam, dobrze? – Znowu potaknął i wrócił na ławkę. Niektórzy odsunęli się od niego, bojąc się go. Zrobiło mi się przykro, jemu zapewne też.
- No, no, no nie wiedziałem, że to ty jesteś silniejszą stroną tego związku. – Spiorunowałam go wzrokiem i dałam mu plaskacza w prawy policzek. Wysyczałam mu do ucha aby mnie nie denerwował, bo źle się to dla niego skończy. – Uuu zadziorna, lubię takie. Zobaczymy jaka będziesz w walce na miecze oburęczne. – Spojrzałam przelotnie na Willa. Kiwnął głową, dodając mi tym samym otuchy. -  Broń we własnym zakresie, więc jeżeli nie masz akurat przy sobie miecza, musisz poradzić sobie bez niego. Zapewne nie nosisz go przy sobie. – Prychnął. Podeszłam do swojej torby. W tym samym momencie chłopak zrobił to samo co ja.
- I tu się zdziwisz, Leo. – Wyciągnęłam miecz z torby i odwróciłam się do niego. Chłopak już stał w mieczem w dłoni. Wyszczerzył oczy w niedowierzaniu. Czyżby jego plan spalił na panewce? – Co robisz takie oczy? Jak sam mówiłeś jestem Nocnym Łowcą i umiem posługiwać się każdą bronią. -  uśmiechnęłam się słodko, wyszczerzając zęby.
- Jeszcze się przekonamy. Nie bądź taka pewna swego Shadow, znam twoje słabe punkty. A teraz zakładaj przepaskę i stań ze mną do pojedynku. Chcę już powiększyć swój arsenał o twoją kolekcję broni. W szczególności pragnę twego łuku. – Zaśmiał się. Zignorowałam jego docinki. Stanęłam w odległości przeznaczonej do pojedynku. Położyłam miecz na Ziemi i zawiązałam oczy. Nie widziałam nic. Coś innego niż cały czas tkwienie w ciszy. Podniosłam swój miecz. Ustawiłam dłonie w odpowiednich miejscach na trzonie rękojeści. Doskonale pamiętam ciężar tej broni. Na chwilę ogarnęła mnie panika. Ustawiłam stopy tak jak pamiętałam z lekcji u Willa. Wysunęłam miecz przed siebie i czekałam. Nie słyszałam nic poza rodzeństwem, nie mogłam się skupić na niczym innym.
- Zamknąć się wszyscy! Nie mam rentgena w oczach do jasnej cholery! Muszę coś słyszeć, a nie waszą głupią paplaninę! – Wrzasnęłam. Głosy z widowni od razu ucichły. Dzięki temu mogłam poczuć wibracje w Ziemi wywoływane krokami Leo, a także odgłos jego ciężkich butów. Mniej więcej wiedziałam gdzie się znajduje. Nie mogłam jednak określić, kiedy, jak i z jakiej strony zaatakuje. Pierwsze natarcie przyszło niespodziewanie. Cofnęłam się o krok, a potem o następny. Ciężar tylko na jednej nodze. To źle, bardzo źle. Leo szybko to wykorzystał i zadał kolejny cios. Chwilowa utrata równowagi i szybki powrót do pionu. W głowie zaczęły rozbrzmiewać mi słowa Willa. Trzymaj gardę, zachowaj pozycję, nie strać równowagi, nie daj sobie wytrącić broni, garda jest najważniejsza. Rozłożyłam ciężar z powrotem na obie nogi, wracając do pozycji wyjściowej. Kolejny cios. Tym razem nie straciłam gardy i odepchnęłam atak. Moje zmysły wyostrzyły się jeszcze bardziej, słyszałam najmniejszy szmer i czułam najmniejsze wibracje podłoża. Wiedziałam gdzie Leo trzyma miecz. Zaatakowałam. Dopiero teraz zaczął się kolejny pojedynek. Zaczęliśmy napierać na siebie. Z każdą chwilą zadawałam coraz więcej ciosów, Leo z coraz większym trudem je odpierał. Głos krzyżowanych mieczy przechodził mnie na wskroś. Przed oczami miałam moje pojedynki z Williamem, a w uszach słyszałam jego głos abym trzymała pozycję. Tak też robiłam. Kolejny cios i kolejny kontratak ze strony Leo. W pewnej chwili coś poszło nie tak. Chłopak napar ze mną z ogromna siłą. Zadawał ciosy, niedozwolone w pojedynku. Na kilka sekund straciłam kontrolę. Tyle wystarczyło aby Leo popchnął mnie, na tyle mocno abym upadła. Poczułam ucisk na mojej piersi i ostry czubek na gardle. Usłyszałam szept: „wygrałem”. Nie mogłam tak łatwo przegrać, nie teraz gdy patrzył Will. Zebrałam w sobie siłę. Zaczęłam myśleć. Leo nie odebrał mi miecza. Miałam wolne ręce, jeszcze mogłam coś zrobić. Najwyraźniej chłopak odwrócił się w stronę widowni, bo uścisk na gardle zelżał. Sam Leo zaczął oznajmiać, że wygrał. Szybkim ruchem wytrąciłam mu miecz z ręki. Był tym tak zaskoczony, że odskoczył, tym samym uwalniając mnie. Jednym płynnym ruchem stanęłam na równe nogi. Podeszłam do bezbronnego Leo. Podcięłam mu nogi. Runął na Ziemię.  Obydwie ręce skrzyżowałam mu na plecach, po czym na nich stanęłam. Cicho jęknął. Miecz przyłożyłam mu do szyi. Był bezbronny i nie mógł się uwolnić. Odczekałam dziesięć sekund, które razem ze mną odliczali wszyscy, prócz Leo. Gdy minęła wyznaczona ilość czasu odsunęłam czubek ostrza od szyi chłopaka. Zeszłam mu również z rąk. Wygrałam.
- Nigdy nie odwracaj się tyłem do przeciwnika. – Powiedziałam, zdejmując opaskę. Wszyscy do mnie podbiegli. Will złapał mnie w objęcia i obrócił wokół własnej osi. W między czasie Leo zdążył wstać. Głupkowaty uśmieszek zniknął z jego twarzy. – Teraz moja nagroda. Masz wyjść z głowy wszystkich swoich braci i sióstr. – Po chwili wszyscy zaczęli odczuwać ulgę, śmiali się i płakali ze szczęścia. Chyba to oznacza, że Leo wykonał polecenie. – Resztę kary zostawię  na najbliższe dni, abym mogła się tym rozkoszować. Przy okazji ty dostaniesz większą nauczkę. A teraz wybacz ale mam kilka ważnych spraw do załatwienia. – Spojrzałam na Willa. Uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Nie sądziłem, że przegram. Nigdy nie przegrałem. Jednak legendy o Nefilim są prawdą. – Odpowiedział zniesmaczony Leo.
- W każdej legendzie znajduje się ziarnko prawdy. – powiedziałam.
- Każde legendy są prawdziwe. – Oznajmił Will w tym samym czasie. Zaśmialiśmy się i wyszliśmy z placu. Skierowaliśmy się do mojego pokoju. Tam wzięłam prysznic, przebrałam się w koszulę nocną i położyłam się obok Willa.


 ***
   No cześć☺. Tak oczy Was nie mylą, w końcu jest kolejny rozdział! Jako, że trzecio -gimnazjaliści piszą egzaminy (w tym ja) postanowiłam wstawić rozdział na osłodę. Może jest już za późno, ale i tak życzę powodzenia ☺
Pozdrawiam Córka Razjela 

środa, 28 grudnia 2016

Rozdział XV



   Rozdział 15

   Biel, biel i jeszcze raz biel. Białe łóżko, białe ściany, szafa, panele, wszystko. Cały pokój był przytłaczający, w szczególności dlatego, gdyż biel dla nas, Nocnych Łowców jest oznaką śmierci. Gdzieniegdzie było widać złote aplikacje. Wcale mi się to nie podobało. Weszłam głębiej do pokoju, zostawiając walizkę w progu. Podeszłam do łóżka, z zamiarem położenia się na nim i wyrzucenia wszystkiego w poduszkę. Niestety moje plany przerwało coś, co leżało na białej płachcie przykrywającej łóżko. Tym czymś , po bliższym przyjrzeniu się, okazałą się biała szata i karteczka przyczepiona do niej, na niej pisało: Droga Shadow, matka kazała przynieść Ci nasz obowiązkowy strój tutaj. Wybacz za to wszystko. Każdy z nas przechodził dokładnie przez to samo. Wszyscy zostaliśmy wyciągnięci z naszego środowiska i wsadzeni w tą przeklętą biel. Ja sama, wcześniej ścigałam się na motocyklach. Zostałam tu ściągnięta po tym, jak przewidziałam śmierć mojego rywala. Nie było to miłe doświadczenie. Jejku jak ja się rozpisałam. Przechodząc do sedna, przebierz się w szatę (buty możesz zostawić jakie tylko chcesz, tego Isis nam nie odbierze) i przyjdź do pokoju oznaczonym motorem. Jestem na końcu korytarza. Musimy pilnie porozmawiać . Twoja starsza siostra Bianca.
Westchnęłam głośno. Zdjęłam swoje ukochane ciuchy i ubrałam się w tą cholernie, białą szatę. Na udzie zapięłam coś w rodzaju pochwy na seraficki miecz. Do butów wsadziłam po jednym ze sztyletów od Clary i stelę, na ręku miałam bat a na plecy przewiesiłam swój kołczan. Tak ubrana poszłam do pokoju mojego chłopaka.
- Will błagam, zabij mnie. – Powiedziałam padając na jego łóżko. Chłopak położył się koło mnie i wpatrywał się w moje oczy.
- Co się stało? – zapytał. Usiadałam a On poszedł w moje ślady. Przyjrzałam mu się. Był w swoich normalnych ubraniach, jak zawsze podkreślających jego mięśnie, wyglądał cudownie, nie to co ja.
- Jeszcze pytasz? Spójrz wyglądam okropnie. Z resztą pokój nie lepszy. Wszędzie biel. Wiesz jak strasznie nie lubię tego koloru. Od dziecka go nienawidziłam, a teraz gdzie nie spojrzę jest biało, no z wyjątkiem Ciebie. -  Przyciągnął mnie do siebie, przytulając. Zaczął głaskać moje długie włosy.
- Shadow, spokojnie. Jesteś najodważniejszą Nocną Łowczynią jaką spotkałem, a przerasta Cię biel? Rozumiem, że to wszystko jest nowe, przytłaczające, też mi się to nie podoba, ale jesteśmy tu tylko tydzień. – Zaczął się śmiać.
- Tak, ty jesteś tu tydzień. Ja wracam tylko na ślub Clary i żeby załatwić sprawy Williama Herondale’a a potem tu wracam na pełne szkolenie, które trwa kilka miesięcy. Rozumiesz, ty wrócisz do domu, będziesz dalej zabijał demony, ja natomiast będę oddzielona od swojej parabatai i ciebie. Wszyscy o mnie zapomnicie, będzie jak dawniej, a ja będę cały czas widzieć te cholerne duchy i tkwić tutaj do usranej śmierci, wspaniale!
- Nie mówiłaś mi, że będziesz musiała tu wrócić. Dasz sobie radę, wierzę w Ciebie, moja Bezimienna. Nigdy o Tobie nie zapomnimy, te kilka miesięcy będzie dla nas trudne ale damy radę, naprawdę.  Będziemy Cię odwiedzać i bę… - Chciał coś jeszcze dodać, nie zdążył, przerwałam mu.
- Nie możesz, nikt nie może. Do zakończenia szkolenia będę tylko w towarzystwie „rodzeństwa” i „matki”. Nie będę mogła mieć nic z Ziemi. Nie pozwolą mi zatrzymać, łuku, ostrzy, a nawet Steli, żeby nic mi nie przeszkadzało w „mentalnej wędrówce do swojego wnętrza”. To wszystko jest takie do dupy.
- Cii, nic już nie mów. – Will zaczął głaskać mnie po plecach, obrócił mnie tak, że spotykamy się nosami. Po chwili niepewności złączył nasze usta w pocałunku, z początku był delikatny, potem przerodził się w coś bardziej intymnego. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie by zaczerpnąć tchu.
- Wiesz, jak poprawić kobiecie humor Williamie. – uśmiechnęłam się.
- W końcu ratowanie pięknych dam z opresji, to moja specjalność.  – zaśmialiśmy się. -  kocham cię Shadow.
- Ja Ciebie też. – mieliśmy znowu złączyć się w pocałunku gdy…
„Shadow! Na wszystkie świętości, ty nieposłuchana, cholerna Nefilim i moja córko, masz się wstawić natychmiast do pokoju Bianci bo inaczej spotka Cię gniew Boży. Naślę na Ciebie wszystkie duchy jakie znam i nigdy nie zejdziesz na ziemię!!, Złaź tu natychmiast!” – w mojej głowie wybrzmiał przeraźliwy wrzask Isis.
- Nie drzyj się tak, już idę! – odkrzyknęłam tym razem na głos . Will dziwnie na mnie spojrzał po czym się uśmiechnął.
- Isis? – zapytał krótko.
- Isis. – westchnęłam ciężko. – Każe mi iść do Bianci. Czy ta ważna sprawa nie może jeszcze chwili zaczekać? – W odpowiedzi słyszę krótkie „nie” wypowiedziane w mojej głowie nieznanym mi głosem. – Kto to powiedział do cholery? – Aj, zapomniałem się przedstawić, Leo jestem – zaśmiał się-  nasza najmłodsza jak mniemam, strzeż pilnie swoich tajemnic bo twoje myśli od dzisiaj to też moje myśli. – Wyłaź z mojej głowy! – Ani mi się śni, kochaniutka. Ciekawych rzeczy można się tu dowiedzieć. Na przykład takich, że jesteś uzbrojona po zęby. Oj nie ładnie, nie ładnie. Podejrzewam, że nie wolno Ci tego mieć.- Czego chcesz? – Po spotkaniu z Biancą, przyjdź do mnie a dobijemy targu. Bo chyba nie chcesz, żeby Isis dowiedziała się o twoim uzbrojeniu i pocałunkach z Williamem. – Jak śmiesz, to prywatne wspomnienie!- Ups, chyba już nie. – Taki odważny bo czytasz w myślach lub w wspomnieniach, zmierz się ze mną, w prawdziwej walce. Zobaczymy kto jest mądrzejszy. – Nie ma nic za darmo, dobijmy targu. Zmierzę się z tobą na moich zasadach. O zasadach dowiesz się gdy staniesz przede mną. Na razie omówmy nagrodę. Gdy ja wygram, oddasz mi C.A.Ł.Y. swój arsenał, będę miał nieskończony dostęp do wszystkich twoich myśli, będziesz skakać jak Ci zagram, dopóki Cię nie odwołam i upijemy Cię do nieprzytomności, zgoda? -  Tak. Natomiast gdy ja wygram, wyjdziesz z głów wszystkich, oddasz wszystko co masz, mnie, pozwolisz mi się upokorzyć na oczach wszystkich iii,a już wiem, zrobisz sobie ośmieszającą fryzurę i tatuaż wykonany moimi rękami. Zgoda? – Duża ta nagroda, ale  tak zgadzam się, i tak wiem, że wygram. Pożegnaj się ze swoim łukiem – zaśmiał się przebiegle. – Oj kochaniutki, nie wiesz z kim zadarłeś, podważyłeś autorytet nie tej siostry co trzeba. – Jeszcze zobaczymy, maleńka. Do zobaczenia o zmierzchu.
- Kto tym razem? – zapytał Will
- Leo. Drań wszedł mi do pamięci i widział wszystko, wszystko. Chce mnie zaszantażować. Umówiliśmy się na pojedynek o zmroku. Coraz mniej mi się tu podoba. – westchnęłam i opadłam z powrotem na łóżko, zakopując się w pościeli po sam czubek nosa.
- Z tego co wiem, a wiem na pewno, to ty jesteś Nocną Łowczynią a nie on. Umiesz posługiwać się każdym rodzajem broni jak i walczyć wręcz. I obawiasz się tej walki? No proszę Cię. – Will opatulił mnie swoimi rękoma i pocałował mnie we włosy.
- Niepokoi mnie tylko jedna rzecz. Jest bardzo pewny swojej wygranej i to on ustala warunki pojedynku, z tego co wiem ma dostęp do moich wspomnień. – nagle dostałam olśnienia. – Will, jest jedna broń z, którą mam poważny problem .
- Miecz oburęczny. – Powiedzieliśmy jednocześnie.
- Jeżeli, doszedł do tego wspomnienia z treningu z Jace’m ma pod=wód do pewności siebie. Jeżeli wybierze miecz, nie mam szans w potyczce, przegram. Na Anioła, w co ja się wpakowałam. – Zakopałam się jeszcze głębiej w pościel tak, że już w ogóle nie było mnie widać.
- Nie masz pewności, poza tym jesteś silniejsza niż ostatnio, na pewno dasz radę w walce. W końcu jesteś Shadow Silverthrush Nocna Łowczyni. – Pocieszał mnie Will.
- Will, ja nawet nie umiem go podnieść a co dopiero walczyć. Jestem za słaba. Nie jestem prawdziwą Nocną Łowczynią, do niedawna byłam zwykłą Przyziemną nikim więcej. Przypadek sprawił, że stałam się taka jak ty.
- Nie wierzę w przypadki i dobrze o tym wiesz. Wszystko jest zaplanowane z góry. To, że zostałaś postrzelona, to, że akurat Alec i Magnus byli w Polsce, że Cię znaleźli, że twój Stróż dał Ci swoją krew, że Magnus Cię odratował, że Alec przyniósł Cię do Naszego Instytutu, że zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia, że tak dobrze radzisz sobie z łukiem, że jesteś jedyną osobą dzięki, której nie mam napadów, że Clave pozwoliło Ci zostać parabatai Clary chodź Ruda przekroczyła wiek, przysięgi, że widzisz duchy, że tu jesteśmy, to wszystko nie dzieje się przez przypadek. Musisz mi uwierzyć . Jesteś jedną z najwspanialszych osób jakie w życiu spotkałem, a myślałem kiedyś, że nie ma k=nikogo lepszego ode mnie, to musi coś znaczyć. Dasz sobie radę a wiesz czemu? – pokręciłam przecząco głową. – Bo po pierwsze jesteś Nefilim a my zawsze dajemy sobie radę i nigdy się nie poddajemy. Po drugie przejrzeliśmy plan twojego brata i po trzecie, dostaniesz lekcję z mistrzem w mieczu oburęcznym i obosiecznym.  – Wychyliłam się z pod kołdry i spojrzałam na Willa, uśmiechał się.
- Co? Jace tu jest? – Udał, że się naburmuszył i dał mi lekkiego kuksańca w ramie.
- Nie głuptasie. Zapomniałaś, że mistrz leży właśnie z Tobą w łóżku? – Uśmiechnęłam się do niego .
- Z tego co wiem, przegrałeś walkę, która miała rozstrzygnąć kto jest lepszy. – zaśmiałam się, Will spojrzał na mnie srogo po czym dołączył do mnie.
- Mały wypadek przy pracy. Wolałem patrzeć się na piękną damę, stojącą w drzwiach niż na Blondasa. – zarumieniłam się.
- Dobra, załóżmy, ze Ci wierzę. Najwspanialszy Nocny Łowco Świata, skąd wytrzaśniemy miecze? – Usiadłam, Will zrobił to samo, po czym wstał i podszedł do małej szafy, nie sądziłam, ze już się rozpakował, wyjął z niej czarny, prostokątny i dość długi futerał.
- Tak się składa kochana, że Najwspanialszy Nocny łowca Świata czyli ja, jest zawsze przygotowany na każdą okoliczność . I akurat mam tu dwa miecze oburęczne i dwa obosieczne, więc zakładam, że jakoś damy radę. – puścił mi oczko. Nie mogłam w to uwierzyć, w szczególności, że wcześniej tego futerału nie widziałam.
- No, no Panie Goldhawk jestem pod wrażeniem, zaskoczył mnie pan. – Zaśmiałam się. Will zrobił teatralny ukłon i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Takiego Willa mi brakowało.
- No dobrze Moja Pani, sądzę, że jeżeli zaraz nie udasz się na spotkanie z siostrą, dotknie cię gniew twojej matki, a tego byśmy nie chcieli, gdyż musiałbym wyjść z pod prysznica i ratować Cię w samym ręczniku, ewentualnie bez. Powszechnie wiadomo, że moje ciało jest zniewalające i każda kobieta zaczęłaby ślinić się na mój widok, jednakże ten widok, zarezerwowany jest tylko dla jedynej damy, która obecnie stoi w tym pokoju. – Uśmiechnął się zawadiacko.
- Och, żałuję tych innych kobiet. Niestety mają pecha, bo jesteś tylko mój. – Wstałam z łóżka i przytuliłam się do niego.
- Jakże by inaczej. – Po chwili przestał głaskać moje plecy, ja się od niego odsunęłam. – Słyszysz? – powiedział bezgłośnie.  Pokiwałam głową, na potwierdzenie. Ktoś się skradał . – Na trzy. – Poruszył ustami. Znowu potwierdziłam skinieniem. Will podszedł bezgłośnie do drzwi. Pokazał jeden palec. Przywołanie bata do ręki. Dwa palce. Pozycja bojowa. Trzy palce. Otwarcie drzwi. Wyskoczyłam do przeciwnika, zaplątałam bat wokół nadgarstka i przyciągnęłam napastnika do siebie, z buta szybko wyciągnęłam sztylet. Teoretycznie do rzucania ale gardło też podetnie. Bat z elektrum owinął się szczelniej wokół nadgarstka, napastnik wciągnął mocniej powietrze, gdy krew zaczęła skapywać na podłogę. Przyłożyłam mocniej sztylet do gardła, o skinęłam ręką na Willa żeby podszedł od frontu do napastnika. Oczy Willa, powiększyły się do wielkości pięciozłotówki.
- Shadow, puść ją. – zaśmiał się. – Jest niegroźna. – Wykonałam polecenie Willa i obróciłam osobę w swoją stronę, tak abym zobaczyła jej twarz.
- Na Anioła, Bianca! Nie poznałam Cię, tak strasznie Cię przepraszam.  – Bianca zdjęła kaptur z głowy, który podczas mojego ataku na jej osobę musiał nasunąć się na twarz . Z jej oczu można było wyczytać przerażenie. Trzymała się za nadgarstek, z którego leciała obficie krew.
- Czemu się skradałaś? Nocni Łowcy mają lepszy słuch niż inni, a skradanie się oznacza zagrożenie. Wybacz za atak na twoją osobę. -  Przepraszał Will
- Nie chciałam przeszkadzać, dlatego szłam cicho, w butach do motoru o dość trudne, dlatego mogło to wyglądać jak skradanie się. Długo nie było Shadow więc, poszłam sprawdzić czy nic jej nie jest, ale nie było jej w pokoju więc drugą opcją i najbardziej prawdopodobną był twój pokój. No i miałam rację. – Mówiąc cały czas wykrzywiała się z bólu. Serce mi się ścisnęło, widząc jaki ból jej spowodowałam.
- Przepraszam, że to wszystko przeze mnie. Dobiło mnie kilka spraw i musiałam to ogadać, właśnie do ciebie się wybierałam gdy, no cóż usłyszeliśmy Ciebie. Pokaż mi tą rękę, bat z elektrum i  innych stopów, może zadać bardzo dotkliwą ranę. Will idź do mojego pokoju i przynieść apteczkę od Magnusa, powinno coś tam być, co złagodzi ból. – Will skinął głową i wyszedł z pokoju. - Nie mogę nałożyć Ci run więc zostają mikstury.
- Mamy uzdrowiciela wśród braci. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, czemu więc wyprosiłaś Williama? -  Zapytała gdy darłam prześcieradło Willa na paski.
- Chciałaś mi coś powiedzieć, prawda? Domyślam się, ze chciałaś zrobić to na osobności. Will to rozumie, więc poszedł do mnie, aby nam nie przeszkadzać. – odparłam gdy wysunęłam apteczkę spod łóżka. – Jest.
- To nie potrzebna Ci twoja apteczka? – zapytała Bianca.
- Nie, to Will ją ma. Bianca to był tylko pretekst aby Will stąd wyszedł ki on o tym wie. A teraz daj mi tu swoją rękę zanim się wykrwawisz i nawet brat Ci nie pomorze. – Zaczęłam nakładać maść przygotowaną przez Magnusa, owinęłam ranę prześcieradłem. Krew przestała lecieć . – Prowizoryczny opatrunek ale jest. Powinno przestać Cię boleć na jakieś pół godziny, krwawić też powinno na tyle. Także mamy czas abyś powiedziała mi na spokojnie to co chciałaś i udamy się do Nico, aby Cię uzdrowił.
- A to – pokazała na swój nadgarstek – nie jest uzdrowienie?
- Nie, to taki, jakby wielki, magiczny plaster. Maść zastępuję twoje komórki, dopóki nie wsiąknie jest wszystko dobrze, potem niestety wraca się do stanu z przed nałożenia tego specyfiku. Uprzedzając twoje następne pytanie, tak to jest potrzebne, nawet Nefilim. Owszem mamy runy, ale czasem runy nie działają, a czarownik czasem nie może natychmiast przybyć. Te maści, mikstury i inne, opracowane przez Magnusa, dają mu dodatkowy czas, na przybycie do nas. Chociaż w zasadzie częściej używamy tych specyfików na Przyziemnych i Podziemnych niż na Nas. Runy są prawie nie zawodne. Ale jak to mówią,” przezorny zawsze ubezpieczony”. – odpowiedziałam siadając na łóżku, koło Bianci, którą jakiś czas temu tam posadziłam. Dziewczyna słuchała z dużym zainteresowaniem.
- To dlatego jesteście zawsze uzbrojeni, nawet tu, gdzie nic nam nie grozi? – zapytała, na mojej twarzy pojawił się smutny uśmiech.
- Mniej więcej. A i Bianca, nigdy nie mów, że miejsce jest bezpieczne, bo nie wiesz na jak długo to może potrwać. Idris też myślał, że jest bezpieczny, do czasu Mrocznej Wojny i Sebastiana.
- Idris? Co to? – Zapytała. W tamtej chwili przypominała mi, małą dziewczynkę, a nie starszą ode mnie osobę.
- Nic nie wiesz o Nefilim co? -  Pokiwała twierdząco głową. – Tak też myślałam, ale to nic. Jeżeli będziesz się chciała czegoś o Nas dowiedzieć pytaj, ale nie dzisiaj. Są ważniejsze sprawy. Wytłumaczę Ci wszystko innym razem ok.? – Pokiwała głową. – A i Idris to państwo Nocnych Łowców, a jego stolicą jest Alicante, jedyne miasto. A teraz powiedz, co chciałaś mi powiedzieć i udamy się do Nico, dobrze?
- Tak. Więc chciałam Cię ostrzec. Cały Instytut, cokolwiek to jest, jest w niebezpieczeństwie. Ty, Will, ta ruda dziewczyna, blondyn i to ciemne rodzeństwo, a nawet ten czarownik z kocimi oczami. Ktoś chce się Was pozbyć. Ktoś kogo znacie, zdradzi Was i wyda Was na śmierć , ciemnym mocą, w ramach zemsty za zdarzenia z przed kilku lat. Ktoś się odrodził, jakiś demon i przeciągnął na swoją stronę jakiegoś Nocnego Łowcę.
- Wiesz coś jeszcze? Widziałaś w swoich wizjach kogoś jeszcze? Jakiegoś okularnika, który jest bardzo blisko z dziewczyną z rodzeństwa? – Zapytałam zaniepokojona.
- Nie, nie widziałam go. Chociaż wiem, ze ta czarnowłosa dziewczyna będzie najbardziej to wszystko przeżywać. Będzie najbardziej zraniona zarówno fizycznie jak i psychicznie. Widziałam jeszcze sylwetkę przestępcy, wyglądała na męską . Niestety już nic więcej, ale może będę miała jeszcze jakąś wizję. Przeważnie jest tak, że czym bliżej jakiegoś zdarzenia tym częstsze wizje. Będę Cię informować jeżeli o czymś się dowiem. – Skinęłam głową.  Starałam się nie pokazywać moich emocji, schowałam, strach i obawę do sejfu w mojej głowie i nałożyłam na usta sztuczny uśmiech . Jedno wiem na pewno, zapowiada się ciekawie dla wszystkich Nocnych Łowców, a w szczególności dla tych z naszego Instytutu. Willowi powiem o tym w nocy, po walce. Nie musi się martwić na zapas, prawda?
- Dziękuję za informację, na pewno cokolwiek to jest damy radę, a tobie będą wdzięczni wszyscy Nefilim. A teraz chodźmy do Nico, bo maść przestanie za jakieś 10 minut działać. -  Posłałam jej ciepły uśmiech.
- Tak w ogóle Shadow to słyszałam  o twoim pojedynku z Leo. Zapomniałam Cię przed nim ostrzec. Z nim nikt nie wygrywa , a on nigdy nie przygrywa. Podobno Isis ściągnęła go tu pierwszego i z każdym nowym rodzeństwem zakładał się, w rzeczy, która ów osoba jest najlepsza. Zawsze każdy pewny swojej wygranej w swojej dyscyplinie, przystawał na jego warunki i każdy przegrywał. Leo doskonale odczytuje przeszłość i ma lekkie zdolności czytania w myślach, zna każdy najsłabszy punkt przeciwnika. Moimi były motokrosy, nigdy nie lubiłam się na nich ścigać i powiedzmy sobie szczerze nie byłam w tym dobra. Leo to wykorzystał i przegrałam. Pewnie zastanawiasz się skąd on zna wszystkie dyscyplinę sportowe świata? Grzebiąc w twoim umyśle, podpatruje twoje nauki, błędy jak i wskazówki i  się z nich uczy. Nie da się z nim wygrać. Ale i tak życzę Ci powodzenia i trzymam kciuki. O patrz, już jesteśmy.  -  Banca zdrową ręką, zaczęła walić w drzwi od pokoju Nico. – Nico, otwieraj. Mam problem. – Chłopak otworzył niechętnie drzwi i westchnął ciężko, widząc Biancę. Jak widzę jest jego stałą „klientką”, zaśmiałam się w duchu.
- Co znowu? Znowu pryszcze? Może zacięcie gazetą? A nie już wiem, czekaj, poparzyłaś się wodą i masz czerwony palec.
- Nie, to coś znacznie poważniejszego. – Wtrąciłam. Chłopak dopiero teraz mnie zobaczył. Jego twarz wykrzywił przyjazny uśmiech.
- O cześć Shadow, nie zauważyłem Cię. Co stało się tym razem Biance? – zapytał znowu patrząc srogim i zdegustowanym wzrokiem na Biancę. – Matka mówiła, że miałem coś pokombinować z Twoją blizną, ale nie słyszałem nic o Biance.
- Em wystąpił mały wypadek, przez moją głupotę. Zapamiętaj nigdy nie chodź cicho wśród Nefilim.- Zaśmiała się Bianca.
- Chciałabym Ci przypomnieć, ze TO, wcale nie jest niegroźne i wcale nie spowodowałaś tego wypadku ty, tylko ja. Poza tym , maść zaraz przestanie działać i będzie cię napierdzielać jak jasna cholera i wtedy sobie przypomnisz, że to nie był mały wypadek. – Zwróciła się do „siostry”.
- Ktoś mi powie o co chodzi? – zapytał Nico
- Tak, ale możemy nie tu? Proszę, to co Ci powiem jest w zasadzie nielegalne. – Nico skinął głową i wprowadził mnie i Biancę do środka. -  No więc, tą oto ranę – mówiłam rozwijając prześcieradło z nadgarstka Bianci – spowodował mój bat, pokryty elektrum i innymi stopami szkodzącymi różnym Podziemnym. Rana jest dość mocno zaogniona i sięga w zasadzie do kości. Zaraz znowu zacznie krwawić bo już prawie nie ma maści. Dasz radę coś z tym zrobić?
- Myślę, że tak, tyle tylko, że podejrzewam, ze to będzie strasznie bolesne dla Bianci. Odbudowanie tyle naczyń, skóry, ścięgien, nerwów i innych powinno potrwać do 15 minut katuszy. Bianca, dasz radę? -  Dziewczyna pokiwała głową. – Dajcie mi dwie minuty, o muszę przygotować zioła, do odbudowania twoich elektrolitów. Siadaj tam – wskazał na małą leżankę naprzeciwko jego łóżko – a ty Shadow przysuń sobie do nas dodatkowe krzesło i będziesz wspierać Biancę. Dobrze? – skinęłyśmy głową – Ja zaraz wracam, rozgośćcie się. – Wykonałyśmy jego polecenie, Bianca nawet się nie bała.
- Nie boisz się, że będzie Cię boleć? – zapytałam gdy czekałyśmy na brata.
- Nie. Nico zawsze mówi, że czeka nas niewyobrażalny ból, ale tak naprawdę to wszystko jest bezbolesne. Chce nas po prostu nastraszyć. Zawsze przed tym wszystkim daj nam jakieś zioła i nie czujemy nic. – Po jej słowach, zrobiło mi się odrobinę lepiej. W tym samym czasie przyszedł Nico. Siadł na swoim krześle, podał kubek jakiegoś naparu Biancę, która wszystko wypiła. Nico zaczął coś szeptać , trzymając nadgarstek poszkodowanej. Co jakiś czas dorzucał do rany, jakeś zioła. Na moich oczach rana zaczęła się zasklepiać a tkanki odbudowywać. Chciałam zapytać się Nico czy przypadkiem nie jest chodź w połowie czarownikiem, ale uznałam, że nie wypada się o takie rzeczy pytać. Zgodnie z przypuszczeniami, po jakiś 15 minutach po ranie nie było śladu, a Bianca z wielkim bananem na twarzy uwiesiła się na szyi Nico, w ten sposób mu dziękując.
- To co Shadow, chcesz się pozbyć blizny? – zapytał mnie Nico, żeby pozbyć się Bianci.
- Jeżeli tylko chcesz możesz spróbować, ale mój czarownik już próbował i nie dał rady.
- Siadaj, zobaczymy co da się zrobić, dobrze? – kiwnęłam głową. Znowu zaczął coś szeptać. Cały czas czułam dziwne szczypanie, pieczenie, szarpnięcia. Bardzo dziwne. Po bitych dwudziestu minutach Nico westchnął sfrustrowany. – Bardzo uparta blizna. Jeszcze takiej nie spotkałem. Nie pozbyłem się jej całkiem, ale przynajmniej nie jest już tak zaogniona i  nie jest aż tak bardzo widoczna. Przepraszam, ale nic więcej nie potrafię z nią zrobić.
- Nico, nic się nie stało. I tak Ci bardzo dziękuję za to co zrobiłeś. Uleczyłeś rękę Bianci i poprawiłeś wygląd blizny. To naprawdę bardzo dużo. Nie masz za co przepraszać bo i tak jestem Ci wdzięczna. A teraz bardzo przepraszam ale muszę już lecieć. – zaczęłam już wychodzić. Przystanęłam w progu pokoju i odwróciłam się z powrotem w stronę rodzeństwa. – A zapomniałabym, macie zaproszenie na oficjalne pokonanie Leo, główny plac o zmierzchu. Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia. – Wybiegłam z pokoju z prędkością Nefilim, skierowałam się do pokoju Willa. Tak jak myślałam zastałam go tam.
- I jak tam? Czego ciekawego się dowiedziałaś? O twoja blizna. – powiedział Will, uśmiechnęłam się do niego.
- Dowiedziałam się kilku rzeczy, które nie są teraz istotne. – Zaśmiałam się. Widząc jego naburmuszoną minę.- Zaufaj mi, dobrze? A jeżeli chodzi o bliznę to muszę powiedzieć, że mój brat naprawdę jest zdolny. A teraz mój kochany najpotężniejszy Nefilim, udzielisz mi proszę lekcji? Bo trzeba skopać tyłek jednemu, przemądrzałego brata, który zwie się Leo. – zaśmialiśmy się razem.
- Idź się przebierz, w strój treningowy. Gdy Ciebie nie było rozmawiałem z Isis, pozwoliła Ci ćwiczyć w twoim stroju treningowym, dała nam też do użytku, twoją salę treningową. Więc będziemy tam sami. Dowiedziałem się, że Leo nie może odczytywać z tamtego miejsca wspomnieć, więc cały trening będzie tajny. Mój drogi uczniu masz pięć minut, żeby się przygotować, spotykamy się tu. – Po jego słowach wybiegłam z pokoju. Szybko wygrzebałam z walizki mój strój treningowy i z zawrotną prędkością pozbyłam się tej cholernej szaty. Związałam włosy w warkocz i założyłam buty do treningu. Nareszcie miałam pełną swobodę ruchu. Gotowa wróciłam do Willa. Chłopak również przebrał się w strój treningowy.
- No, no, całkiem niezły czas. Zostało Ci jeszcze półtorej minuty. – Zaśmiał się. Wziął miecze, i wyszedł z pokoju. Poszłam za nim. Stanęliśmy przed dwuskrzydłowymi drzwiami z moim imieniem, znajdujących się na zawieszonej drewnianej tabliczce . – To co gotowa, pot i łzy?
- Jeszcze pytasz? Zawsze jestem gotowa na odrobinę potu. Ale czy na łzy? Może ty będziesz płakać. To co na początku mały sparing? Czy mam słuchać mistrza i nic nie mówić?
- Twój mistrz jest wyrozumiały i ma dobrą uczennice, z dobrymi pomysłami. Na sparing piszę się zawsze, kochana. – I weszliśmy do środka, rozstawiliśmy maty i  zaczęliśmy sparing. Na chwilę mogłam zapomnieć gdzie się znajduję. Było cudownie, do czasu podniesienia miecza oburęcznego…

***

Hej! Tak dobrze widzicie, oto kolejny rozdział. Minęło więcej niż pół roku odkąd coś wstawiłam, bardzo Was za to przepraszam. Moja wena do tego opowiadania postanowiła uciec, no ale cóż, chyba nareszcie ją odzyskałam. 
Ten rozdział to spóźniony prezent na święta. Mam nadzieję, że mile je spędziliście. Z mojej strony życzę pijanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku.

Pozdrawiam Córka Razjela ☺

wtorek, 6 września 2016

Rozdział XIV




Shadow

   Obudziłam się na małym łóżku, w białej sali. No nie, znowu jestem w skrzydle szpitalnym? Chyba to będzie mój drugi pokój jak tak dalej pójdzie. – pomyślałam.
- Na Anioła jak dobrze, że już się obudziłaś. Co ja z tobą mam? – zaśmiała się Clary. – Wiesz, że omal nie zginęłaś? Co Ci wpadło do głowy aby nie zawołać Jace’a? Przecież po to tam był aby Ci pomóc żeby właśnie nie stało się coś takiego jak teraz. – Mówiła dziewczyna tuląc mnie do siebie na tyle mocno żeby zaczynało brakować mi powietrza
- Clary po pierwsze dusisz. Po drugie nie wiem, drzwi były tak zamknięte, że nawet runa otwarcia nic by nie dała. A po trzecie ile nie było mnie w świecie świadomego myślenia? – rudowłosa zaśmiała się na moje sformuowanie.
- Dobra uznam, że w drugiej sprawie dam Ci spokój i nie będę się dopytywać w jaki sposób zamknęłaś te cholerne drzwi. A odnoście trzeciego zapytania to stosunkowo nie długo bo zaledwie dwie godziny. – moje oczy się powiększyły. Zdawałam sobie sprawę, że nie mam już czasu i muszę ruszyć do Isis.
- Clary wiesz, że cię kocham ale muszę Ci coś powiedzieć. Dzisiaj w zasadzie za jakąś godzinę razem z Willem wyruszam na górę Olimp. Wrócimy przed Ślubem być morze z moim słuchem. Więc Wam zaśpiewam. – po policzkach Clary zaczęły płynąć łzy a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Wiem moja mała herosko, wszystko wiem. Will mi powiedział. Nikt inny nie wie. Ja ciebie też kocham moja mała i nielegalna parabatai. A w ogóle jak mnie rozumiesz skoro nie posługuję się językiem migowym?
- Nauczyłam się czytać z ust. Nawet nie wierz ile czasu poświęciłam na to z Willem. A odnośnie niego to radzę zatkać Ci uszy i wysłać wiadomość do wszystkich aby zrobili to samo bo zaraz będzie głośno. – Clary uśmiechnęła się do mnie po czym wyjęła telefon i napisała do wszystkich: „UWAGA za chwilę będzie głośno, radzę zamknąć uszy, Shadow szykuje zemstę na jednym z chłopaków.” Po czym sama zatkała uszy.
- Williamie Goldhawk róż tu swoje cztery litery i natychmiast choć mi się tu spowiadać bo nie ręczę za siebie!!! – wykrzyczałam na cały Instytut. Owa osoba do której kierowany był krzyk natychmiast pojawiła się w progu szpitala.
- Czy możesz mi wytłumaczyć czemu rozgadałeś moją tajemnice mojej parabatai?! Nie pomyślałeś, że może sama jej to powiem?! – ponownie głośno krzyknęłam. Will był cały czerwony i skonsternowany.
- Ja…emm… - zaczął się jąkać. Moja poważna mina od razu zniknęła i zastąpił ją wielki uśmiech i wybuch śmiechu zarówno u mnie jak i u Clary.
- No już nie ważne. Jestem Ci za to wdzięczna a teraz chodźcie tu do mnie. Nawet nie wiecie jak ja Was kocham. – odpowiedziałam wtulając się w dwójkę najważniejszych ludzi w moim życiu.
- Dobra koniec tych czułości. Pora się zbierać nie sądzisz? – odparł Will. Pokiwałam smutna głową i wstałam z łóżka, czując okropny ból w brzuchu. Złapałam się za niego.
- Chyba potrzebne mi jeszcze jedno Iratze. – Clary pokiwała głowa i narysowała runę uzdrawiającą i uśmierzającą ból. Ruszyłam do swojego pokoju. Tam zastała mnie miła niespodzianka. Wszystkie potrzebne rzeczy już były spakowane. A na łóżku obok walizek zauważyłam liścik zaadresowany do mnie. Szybko go przeczytałam. Z wiadomości dowiedziałam się, że to Izzy mnie spakowała myśląc, że jadę odwiedzić rodzinę Willa w Idrisie. Do liściku dołączona była prezerwatywa i mała karteczka w której pisało: „Tylko grzecznie mi tam. Nie chcę tak wcześnie zostawać ciocią”. Zaśmiałam się na tą wiadomość. Wzięłam naszykowane ubrania na podróż i podeszłam do łazienki przebrać się. Gdy chciałam zobaczyć siebie w pięknej kremowo – czarnej sukience i czarnych szpilkach. Przeraziłam się patrząc na moje odbicie gdyż na moim policzku widniały trzy głębokie blizny. Niekontrolowanie zaczęły płynąć mi łzy. Spojrzałam na zegarek za pięć minut miałam wezwać moją matkę. Otarłam łzy i nałożyłam na twarz udawany uśmiech szczęścia i zeszłam wraz z swoim bagażem na dół. Wszyscy już na mnie czekali. Wraz z Clary i Willem ustaliliśmy, że musimy wyjść z Instytutu i dopiero wtedy gdy będziemy sami wezwać Isis.
- Ślicznie wyglądasz. – pokazał Will tak abym tylko ja to zobaczyła. Uśmiechnęłam się nieśmiało i podeszłam do niego podając mu swoją dłoń.
- To co ruszamy? Bo zdaje mi się, że przeze mnie spóźnimy się w odwiedziny do Twoich rodziców Will. – stwierdziłam gdyż wiedziałam, że moja matka jest bardzo niecierpliwa i stosuje różnego rodzaju kar za nie subordynację a tego naprawdę bym nie chciała.
- Właśnie, musicie już zmykać . – odparła Clary posyłając mi porozumiewawcze mrugnięcie okiem. Po jej słowach wszyscy Nas wyściskali nawet Simon powiedział suche cześć co jak na niego to dużo i wyszliśmy z Instytutu. Poszliśmy na pobliską polankę, usiadłam po turecku na trawię i zaczęłam szeptać: Isis matko wszystkich duchów a zarazem moja matko objaw mi się, przybądź do mnie. Mówi to twoja córka Shadow.
   Mój głos stawał się coraz głośniejszy. Przed oczami zaczęła pojawiać się złota poświata, otworzyłam powoli oczy , które teraz patrzyły na Boginię, uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie co Ona odwzajemniła i podbiegłam w jej ramiona.
- Will poznaj moją matkę Isis, mamo poznaj mojego chłopaka Williama Goldhawk. Będzie mi towarzyszył na Górze. Mam nadzieje, że będziemy mogli prowadzić nasze treningi. – odpowiedziałam podchodząc do Willa wtulając się w jego ramię.
- Jeżeli będziesz miała jeszcze tylko siły po moim treningu i po pobycie wśród swojego rodzeństwa to pewnie, że tak. – Uśmiechnęłam się promiennie.  Mama przez chwilę bacznie mi się przyglądała. Na jej twarz wskoczyło zdumienie i przerażenie.  – Dziecko co Ci się stało? – odruchowo dotknęłam blizny na policzku.
- To, to nic. Małe zajście z wilkołakami. Takie rzeczy się zdarzają a Iratze nie zadziałało a nasz przyjaciel czarownik akurat wyjechał, więc tak zostanie. W końcu jestem Nocnym Łowcą, muszę mieć jakieś rany bitewne. – odparłam patrząc prosto w jej oczy. Will pokazał, że tu jest mocniej mnie obejmując.
- Może twój brat coś na to zaradzi. Jest uzdrowicielem więc może. Dobrze nie czas na to teraz. Wszyscy już na nas czekają Williamie, Shadow jesteście gotowi? – Obydwoje skinęliśmy głowami na potwierdzenie słów. – Dobrze, chwyćcie mnie za ręce i odprężcie umysł, myślcie o najważniejszej dla Was osobie, zamknijcie oczy i nie otwierajcie ich dopóki Wam nie pozwolę, nie chcę abyście widzieli pewne rzeczy pomiędzy wymiarami. – Zrobiliśmy tak jak kazała nam Isis. Poczułam dziwne mrowienie takie samo gdy zbliżają się do mnie duchy tylko dziesięć razy silniejsze. W mojej głowie pojawił się natłok słów wypowiadanych przez dusze. Po chwili wszystko ucichło a Bogini puściła nasze dłonie i kazała otworzyć oczy. Po tej czynności  widziałam już kilkanaście par oczu patrzących wprost na mnie.
- Spokojnie mała, jestem przy tobie. Jak nie wytrzymasz krzycz a ja otworzę Bramę. – powiedział Will. Zaśmiałam się cicho i przytaknęłam głową. Szłam u boku Isis, która prowadziła mnie wprost na zebranie rodzinne.  Pierwszą osobą jaka została mi przedstawiona była ciemna blondynka o kręconych włosach sięgających poniżej pasa.
- Shadow poznaj Biancę. Jest o rok od ciebie starsza i jest drugą najmłodszą z moich potomków. Jej mocą jest przewidywanie przyszłości, po zapoznaniu się, musisz z nią pilnie porozmawiać.
- Następny jest Nico ma 19 lat i jest naszym uzdrowicielem, z nim też się spotkasz.
   Matka przedstawiła mi całe rodzeństwo. Jak na razie zapamiętałam tylko: Jasona, Erica, Leo, Annabeth, Piper, Sky, Emmę i Cassie.  Wiem, że czwórka rodzeństwa włada nad żywiołami, ktoś umie czytać w myślach, odczytywać doskonale przeszłość i władać materią. Ale nie mam pojęcia kto je posiada. Ale i tak jak na tyle informacji jednego dnia to dużo.
   O dziwo całe moje rodzeństwo było ubrane bardzo podobnie, Dziewczyny miały piękne białe szaty sięgające kostek ze złotymi zdobieniami, chłopcy natomiast szaty sięgające kolana. Jedyne co ich wyróżniało to buty. Każdy miał inne od glanów przez szpilki, poprzez buty sportowe, baleriny aż po rzymianki. Cały widok bardzo mnie śmieszył.
   Zaraz po przedstawieniu całej mojej rodzinki Isis zabrała nas do swoich nowych pokoi. Ubłagałam ją abyśmy z Willem mieli sąsiadujące pokoje. Zostawiła nas przed drzwiami i poszła coś załatwić . Chwyciłam rękę Willa.
- Gotowa? -  zapytał. Potaknęłam głową . Puściliśmy nasze splecione dłonie i odważnym krokiem weszliśmy do pokoi.
- Wow. – Tylko tyle zdołało wydostać się z moich ust po wejściu do pokoju.

*********************************************************************************

   Cześć wszystkim.
Tak, nareszcie napisałam rozdział. Jest dość krótki ale chciałam go w miarę wcześnie wstawić bo i tak jest już spóźniony bo planowałam wstawić go 1 września ale coś mi nie wyszło. 
Jak tam w szkole? Ja w pierwszy dzień dostałam zapalenie krtani xd. Jak tam po wakacjach? 
Za wszystkie błędy bardzo przepraszam. 
A bym zapomniała. Napiszcie mi czy gdzieś przypadkiem nie pisałam o rodzicach Willa. Jeśli okazało by się, że nie żyją, poprawię rozdział. Po prostu zapomniałam a nie mam czasu przeczytać wszystkiego od początku.
Cieplutko pozdrawiam Córka Razjela

wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział XIII



   !!!UWAGA TEN ROZDZIAŁ JEST NA MAKSA DZIWNY!!!

Shadow

   Po wejściu moim oczom ukazało się małe drewniane pomieszczenie z jedną czerwoną kanapą i kilkoma toaletkami. W pokoiku było pełno dziewczyn ubranych bardzo podobnie do mnie. Jedna blondynka po ujrzeniu mnie od razu do mnie podbiegła i chwyciła mnie za rękę ciągnąc w stronę kanapy.
- Shadow, jak sądzę. – pokiwałam twierdząco głową. – Emma, miło mi. – uśmiechnęła się co odwzajemniłam. Przyglądałam się jej przez chwile i zauważyłam srebrne łuski. – Czarownica, dawna znajoma Magnusa. Tu wszystkie jesteśmy Podziemnymi, prócz ciebie. – mrugnęła do mnie.
- Eee, nie boisz się, że cię nakryją no, że wiesz nie jesteś człowiekiem? – zapytałam zdziwiona całą tą sytuacją.
- Spokojnie, jeszcze jestem przed nałożeniem makijażu. – prawdopodobnie się zaśmiała bo była uśmiechnięta i zaczęła drżeć. – Ale jak widzę ty już jesteś gotowa. Zasługa Isabel? – pokiwałam twierdząco głową a Emma uśmiechnęła się szeroko. – Daj mi chwilkę i zaraz pójdziemy. Jak sądzę chcesz mieć to jak najszybciej z głowy. – znowu potwierdziłam skinieniem.
   Dziewczyna szykowała się jakieś dziesięć minut rzucając różnego rodzaju czary i nakładając dość dużą ilość makijażu. Gdy była już gotowa zaprowadziła mnie do pokoju z dwiema rurami i magnetofonem. Całe ściany były wyłożone lustrami sięgającymi od podłogi z paneli aż po sufit.
- Zanim wyjdziesz na scenę pokaż co umiesz. Najwyżej gdy nie będziesz dość dobra – tu puściła znaczące oczko – użyję na tobie kilka moich zaklęć.
- Dobrze. – potwierdziłam i weszłam na rurę. Zaczęłam wykonywać akrobację, które pamiętam z lekcji. Dziewczyna weszła na drugą i zaczęła trochę bardziej wyzywający taniec niż mój. Zaczęłam powtarzać to co ona, dodając kilka figur ode mnie. Na twarzy Emmy widziałam uśmiech gdy na mnie patrzyła.
- No, no jesteś całkiem dobra. – stwierdziła gdy skończyłyśmy „trening” -  Chyba pora dać nauczkę młodym wilczkom. – mrugnęła do mnie okiem . Uśmiechnęłam się i dałam pociągnąć się za rękę do mojego głównego zadania.
   Znajdowałyśmy się za czerwoną kurtyną, która odgradzała nas od tłumu zazwyczaj pijanych, spoconych i napalonych mężczyzn. Odetchnęłam głęboko dwa razy i razem z Emmą ruszyłam na scenę. Widok, który ukazał się moim oczom był…obrzydliwy. Na scenie tańczyły już dwie dziewczyny, które były obmacywane z każdej strony. To właśnie nie, miałyśmy zmienić. Dałyśmy znać, że teraz my wchodzimy i się zamieniłyśmy. Cały lokal był oblegany przez mężczyzn. Do baru prowadziła długa kolejka a z drzwi wejściowych wpadało coraz więcej klientów.  Zaczęłam powtarzać układ, który ćwiczyłam kilka minut temu rozglądając się dyskretnie za Jace’m  i za naszymi wilczkami. Wypatrywanie zarówno jednych jak i drugich nie trwało długo. Od razu przez tłum zaczęła przedzierać się czwórka chłopaków. Od razu wyczułam, że to o nich chodzi. Zaczęłam pokazywać coraz to bardziej wyzywający taniec. Wilczki podeszły do mnie i patrzyli się na mnie jak na jakiś wielki stek aż ślinka im leciała. Zachichotałam w podświadomości. Chłopcy zaczęli się przystawiać coraz śmielej. Poklepywali, szczypali i płacili. W końcu najwyższy z nich chwycił moją dłoń i ściągnął mnie ze sceny. Emma się uśmiechnęła a ja przypomniałam sobie gdzie mam iść. Pociągnęłam chłopaka za rękę prowadząc go do jednej z sypialni. Za nami podążyła reszta watachy i Jace.
   Weszliśmy do dość sporej sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i schowałam go tak aby Wilczki nie wiedzieli gdzie, wcześniej razem z Emmą zamknęłyśmy okna żeby w razie czego moje ofiary się nie wymknęły. Jeden z chłopców (blondyn o piwnych oczach) uwcześnie uzyskując pozwolenie przywódcy pchnął mnie na łóżko i zaczął mnie obmacywać reszta chłopców po chwili do niego dołączyła. Całując mnie, rozbierając wyglądali tak jakby czekali aż będą mogli TO zrobić a po wszystkim mnie zabić. Nie doczekanie. Powoli zsunęłam z ręki bat i zadałam pierwszy cios. Wilczki od razu ode mnie odskoczyli. Na ich twarzach widać było wielki szok, zapewne domyślili się kim jestem. Na moich ustach zawitał triumfalny uśmieszek.
- Nocny Łowca! – wykrzyczał czarnowłosy. Zdzieliłam go batem w policzek z, którego zaczęła sączyć się krew. Widać tym gestem troszkę go zdenerwowałam gdyż zaczął się zmieniać.
- Głupia Nefilim. Jesteś jedna na nas czterech a w dodatku nie masz broni. – zadrwił ze mnie rudy przywódca. Korciło mnie aby zakończyć to wszystko ale postanowiłam trochę się nimi zabawić.
- Ja, głupia? Chyba coś Ci się pomyliło. – wyszczerzyłam swoje zęby i wstając z łóżka wyciągnęłam spod materaca nóż seraficki. Oczy całej czwórki gwałtownie się powiększyły nawet temu, który obecnie stał przede mną w postaci wilka. Zastanawiałam się czemu się po prostu na mnie nie rzuci.
- Dobra, może nie taka głupia ale i tak jesteś sama. Powiedz kim jesteś? Nigdy wcześniej nie widziałem ciebie w Nowym Jorku. – zagadnął przywódca.
- Jestem Shadow i w innych okolicznościach powiedziałabym, że miło mi ciebie poznać ale niestety tak nie jest. I można by powiedzieć, że pracuję od nie dawna. – chłopak już chciał coś powiedzieć gdy zza jego pleców wyskoczył brunet w swojej pełnej postaci wprost na mnie. Wbił swoje pazury prosto w mój brzuch. Zawyłam po czym wbiłam mu serafickie ostrze prosto w serce. Już więcej się nie ruszył.
- Zabiłaś mi brata! Pieprzona Suka. Nie daruję Ci tego. Tomas, Andrew na nią i nie oszczędzać jej ma zginąć w cierpieniach! – Teraz już wszyscy zamienili się w wilki. A ja mimo okropnego bólu w podbrzuszu uśmiechnęłam się gotowa do walki. Miałam nie zabijać tylko unieruchomić tak aby to Clave wymierzyło sprawiedliwość. Prawdopodobnie będą nie pocieszeni bo jeden z łamiących prawo leży martwy u moich stóp.
   Wszyscy w trójkę rzucili się na mnie. Odrzuciłam serafickie ostrze i przeklinałam siebie, że nie wzięłam ze sobą drugiego bata. Walczyłam jednym, pokrytym srebrem aby zadać im wystarczający ból aby w końcu przez niego padli nie przytomnie. Jeden z nich tak właśnie wylądował. Przywódca widząc to rzucił mnie o ścianę. Z mojej głowy poleciała krew. Za późno aby się wycofać i za późno aby wezwać Jace’a choć podejrzewam, że jest w pobliżu. Drzwi zostały tak zabezpieczone aby tylko osoba od środka mogła je otworzyć czyli ja gdyż klamka została potraktowana srebrem z resztą tak jak reszta drzwi. Z perspektywy czasu widzę, że naprawdę to był głupi pomysł. Z niewielkimi problemami wstałam na nogi i odrzuciłam od siebie jednego z wilków, który obecnie orał w moim policzku. Zamachnęłam się batem aby ten obkręcił się wokół tali wilka. Ruch był prawie precyzyjny prawie gdyż bat trafił w drugiego wilka, który ponownie się na mnie rzucił. Zostałam przygwożdżona do ściany wielkim cielskiem napastnika. Bat został mi brutalnie wyrwany z dłoni i zmiażdżony w pysku drugiego wilka. Mimo bólu zniszczył bat pokryty srebrem. Widziałam kontem oka, że w zasięgu mojej dłoni znajduje się mój miecz. Szarpnęłam się w tamtą stronę i już prawie mi się udało gdy Wilkołak zmiażdżył mi dłoń. Ponownie zawyłam. W moich żyłach popłynęła determinacja, która mówiła mi, że nie mogę się poddać. Skumulowałam całą swoją energie drzemiącą w moim ciele, ból tak jakby zniknął a ja zaczęłam dusić przygniatającego mnie wilkołaka, po chwili już nie żył. Wstałam, podeszłam do ostatniego funkcjonującego wilka i odcięłam mu łeb. Padłam na kolana. Doczłapałam się do drzwi, przekręciłam je i otwarłam. Całą adrenalina w sekundzie mnie opuściła.
- Jace, pomóż. – wyjąkałam gdy wypadając z pokoju wpadłam wprost na niego. W oczach Jace’a widziałam powagę i zmartwienie potem zapadła ciemność.

Jace

   Gdy Shadow wypadła z pokoju znieruchomiałem. Wyglądała koszmarnie. Zmiażdżona dłoń, rozorany policzek, wielka dziura w brzuchu. Zastanawiałem się jak Ona jeszcze żyje.  W mojej kieszeni zawibrował telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojej ukochanej Clary.
- Jace’e Herondale wytłumaczysz mi czemu pluję krwią, czuję ogromny ból i nie mogę ruszać dłonią? Co się stało z Shadow?! – wykrzyczała mi do ucha rudowłosa.
- Shadow jest umierająca, przyślij do mnie Aleca proszę tylko szybko. – odpowiedziałem bardzo cicho.
- Za minutę jesteśmy. – nie pomyliła się. Dokładnie minutę po tym jak się rozłączyła tuż obok mnie pojawiła się Clary i mój parabatai. Nic nie mówiąc rudowłosa podbiegła do Shadow, położyła ją na podłodze i zaczęła rysować runy uzdrawiające i runy na utratę krwi. Wzięła ją na ręce i przeszła przez bramę. Ja z Aleciem zajęliśmy się trzema ciałami i jednym nieprzytomnym wilkiem. Czemu mnie nie zawołała? Przecież mieliśmy plan. Jak tylko wyjawi kim jest zacznie krzyczeć moje imię i wkraczam do akcji a potem razem walczymy. Naprawdę nie rozumiem.

*********************************************************************************

   Hej wszystkim.
Nareszcie skończyłam 13 rozdział Bezimiennej. Jestem z tego zadowolona. Tak jak już wcześniej napisałam ten rozdział jest na maksa dziwny. Nie wiem co miałam w głowie pisząc go. Na prawdę nie mam pojęcia. Moim zdaniem wyszedł nie najgorszy ale to nie mi go oceniać. Męczyłam się z nim dość długo i już nie miałam siły go sprawdzać. Także bardzo przepraszam za błędy.
Odnośnie rozdziału Zaczarowanej Aileen. 13 rozdział miał już trzy strony A4 ale, że pisałam go nie na swoim laptopie tylko na laptopie taty gdzieś przepadł i teraz ze znajomym informatykiem próbuję go odzyskać. Dla tych co nie wiedzą co to Zaczarowana Aileen. Jest to mój pierwszy blog na który serdecznie zapraszam a także przepraszam, że informacja pojawiła się tu ale nie chciało mi się tworzyć osobnego postu.

Pozdrawiam Córka Razjela ☺


 

niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział XII



(Rozdział nie sprawdzony)
Shadow

   Można by powiedzieć, że po tym jak na nowo zatopiłam się w ciszy uciekłam do siebie. Po paru minutach poczułam jakże mi znane mrowienie a potem zobaczyłam Williama Herondala. Skuliłam się lekko i czekałam na ruch chłopaka.
- Eee, cześć? - ni to zapytał ni to odrzekł .
- Czego? - odpowiedziałam ostro.
- Shadow zechciej przyjąć moje najszczersze przeprosiny. Ale nie wytrzymałem. Wiesz jak to jest nie widzieć ukochanej osoby przez kilka wieków a później mieć nadzieję, że ja spotkasz ale nic z tego nie wyszło? - zapytał sfrustrowany i przygnębiony. W tym samym momencie do pokoju wpadli Jace, Clary, Alec, Izzy oraz mój Will. Zaczęli prawdopodobnie coś mówić gdyż zobaczyłam iż poruszają się im usta. Clary jako pierwsza oprzytomniała i podbiegła do mnie i usiadła koło mnie na podłodze.
- Co się stało? - pokazała.
- Moje zadanie do mnie przyszło. - odpowiedziałam. - Nie, nie wiem ale wiem jak to jest stracić wszystko co do tej pory miałeś. - zwróciłam się do ducha, który obserwował wszystko w wielkim skupieniu. - uwierz staraliśmy się przekonać Czarownie aby się ze mną spotkały. Po prostu nie da się. Nawet nie wiadomo czy One cokolwiek wiedzą o miejscu pobytu Tessy i Jema.
- Proszę spróbuj. Bardzo mi na tym zależy. – odpowiedział błagającym tonem.
- Dobrze, zrobię co w mojej mocy. Udam się do labiryntu bez pozwolenia. Ale jeśli będę miała przez to kłopoty osobiście cię uduszę. - powiedziałam grożąc mu palcem.
- Nie możesz. - zaśmiał się. W mojej głowie narodził się plan, który prawdopodobnie i tak nie wypali.
- Ja mogę wszystko. - posłałam mu łobuzerski uśmieszek. Gwałtownie wstałam z podłogi i rzuciłam się na ducha z wyciągniętymi rękami. Myślałam, że czeka mnie spotkanie ze ścianą, ale się pomyliłam. Moje ręce znalazły się na jego szyi. W jego oczach można było dostrzec nutkę przerażenia. A myślałam, że taka postać jak William Herondale niczego się nie boi. Miłe zaskoczenie.
- Jak ty to zrobiłaś? Przecież to nie możliwe. - zapytał zaskoczony. Puściłam jego szyję a on popatrzył się na mnie z niekrytym zdziwieniem.
- Nie mam bladego pojęcia. Myślałam, że wlecę w ścianę. - powiedziałam. Przez chwilę żadne z nas nic nie mówiło. A ja myślałam. - Kiedyś Isis wspominała coś o rozwinięciu mojego daru i o dotykaniu duchów. Może to to? - zapytałam się bardziej samą siebie niż chłopaka. Co dziwne Will został w postaci nastolatka a nie staruszka.
- Może ale w każdym bądź razie nie rób tego nigdy więcej. - rozkazał. Zaśmiałam się.
- Niepokonany William Herondale boi się szesnastoletniej Nefilim, która dopiero co zaczęła szkolenie? - duch pokiwał twierdząco głową. - Jak mam się z tobą skontaktować gdy się czegoś dowiem? - zapytałam.
- Wymyśl coś. W końcu to ty możesz dotykać duchów. - powiedział i zniknął. Sapnęłam podminowana. Jak ja tego nienawidzę! Zjawia się kiedy chce a potem znika kiedy tylko chce.
- Shadow, wszystko ok? - podbiegła do mnie zmartwiona Clary i Izzy. Ta druga potrząsała mną a pierwsza pokazywała słowa.
- Tak, a co? - odpowiedziałam. Obydwie dziewczyny przytuliły się do mnie.
- Czułam jakbym straciła z tobą więź. - powiedziała Clary. Widać było, że była cała roztrzęsiona.
- W ogóle nie kontaktowałaś. Nawet nie drgnęłaś gdy Jace dał Ci do powąchania swoje skarpetki. - kontynuowała czarnowłosa.
- Jak mogłyście? Będę miała spaczony nos do końca życia. - zaśmiałam się. Skierowałam się w stronę chłopaków, którzy stali w drzwiach. Na twarzy blondyna widniał wielki uśmiech. - Jesteś podły. Ale żeby skarpetki? Nie było no nie wiem na przykład lawendy?
- Trzeba było działać. Nie było czasu na latanie po łące. - odpowiedział. Ani z jego ani z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Na twarzy Aleca też pojawiło się lekkie podniesienie kącików ust.
- Tak, na pewno. Przyznaj, że chciałeś sprawdzić czy twoje stopy tak śmierdzą, że ktoś się przez nie przekręci. Jak widać nie działają czyli nie jest z tobą aż tak źle. – odpowiedziałam z udawaną powagą.
- A teraz na poważnie co się z tobą działo? - spytał Alec. Najstarszy z nasz wszystkich.
- Po pierwsze chyba rozwinęłam swoją moc do maksimum. Mogę dotykać duchów. A po drugie chyba nie kontaktowałam dla tego bo... - szukałam logicznego wytłumaczenia - nie wiem. Zdawało mi się, że słyszycie to co mówię. Tak było w przypadku spotkania z Isis. Ja Was widziałam. Nie wiem może na chwilę odcięłam się od tego świata? Na prawdę nie wiem. - wytłumaczyłam.
- My też nie. A co powiedział mój przodek.?- spytał Jace. Zaśmiałam się.
- Wiem po kim masz charakterek. Narzekał jak to jest nie widzieć swojej ukochanej przez kilka wieków i prosił o pomoc. Spróbuje mu pomóc, ale będę musiała nielegalnie dostać się do Labiryntu. – odpowiedziałam, poważniejąc.
- Na Anioła nigdy nie odpuszczasz, prawda? – zapytał Will, po czym przytulił mnie od tyłu całując moje włosy. Okręciłam się tak abym była twarzą w twarz z chłopakiem.
- Chyba tak po prostu mam. – odpowiedziałam. – tak w ogóle Will, musimy porozmawiać. – widząc twarze reszty zebranych dodałam. – na osobności. – chłopak pokiwał twierdzącą głową i wyszliśmy do jego pokoju rzucając przy wyjściu tylko ciche przepraszam.
W pokoju chłopaka siedliśmy na jego łóżku. Bardzo stresowałam się tym co mam zaraz mu powiedzieć. Zaczęłam bawić się kawałkiem mojej bluzki. Nie wiedziałam jak zacząć tą rozmowę westchnęłam i zaczęłam mówić a raczej pokazywać. O dziwo chłopak wcale nie pośpieszał mnie z wypowiedzą za co będę mu wdzięczna aż do końca życia.
- Will jak pewnie zauważyłeś od pewnego czasu na mojej lewej dłoni widnieje tatuaż. Nie zrobił go żaden przypadkowy duch tylko Isis – moja matka i Bogini oraz opiekunka dusz. – chłopak wyszczerzył oczy i gwałtownie się ode mnie odsunął tak jakbym była trędowata. Nie powiem zabolało mnie to. – Ja wiem jak to wszystko wygląda ale to niestety prawda. Will jestem Heroską i Nocną Łowczynią.
- To nie może być prawda! Coś takiego w ogóle nie mogło się zdarzyć, słyszysz? To jest nie możliwe! – zaczął energicznie wymachiwać rękami.
- Wiesz jeszcze kilka miesięcy temu, nie przypuszczałam, że TEN świat naprawdę istnieje. Ale dobrze jeżeli mi nie wierzysz to ja już lepiej pójdę. Nie powinnam Ci tego mówić. – wstałam z łóżka i już otwierałam klamkę drzwi  ktoś pociągnął mnie w swoją stronę.
- Ja Ci wierzę, słyszysz wierzę Ci! – po pokazanych słowach przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Po chwili wahania oddałam go i pogłębiłam. – Kocham Cię. – pokazał gdy oderwaliśmy się od siebie. Byłam cała zasapana podejrzewam, że chłopak też.
- Ja ciebie też. – odpowiedziałam i mocno przywarłam do jego ust.
- Możesz opowiedzieć mi coś więcej? Coś czuję, ze nie powiedziałaś nam wszystkiego gdy tłumaczyłaś co powiedziała twoja matka. Gdzie masz się udać?- spytał chłopak po czym czule zaczął gładzić mnie po włosach.
- Mam udać się w „rodzinne strony" do rodzeństwa. Podobno jedna z moich sióstr przewidziała coś strasznego i chce mi to powiedzieć aby mnie ochronić. – wytłumaczyłam. W oczach chłopaka można było zobaczyć zdziwienie. Padłam na łóżko a chłopak zaraz zrobił to samo i obrócił się w moja stronę abym lepiej go widziała.
- Ty masz rodzeństwo? – zapytał. Westchnęłam przeciągle.
- Można by tak powiedzieć. W sumie 12 a ja jestem najmłodsza. Matka każdego z nas wysłała na Ziemię do innych rodzin po czym zaczęła nam się ujawniać gdy odkryliśmy swoje moce. Teraz z powrotem nas sprowadza abyśmy się szkolili na dobrych herosów. W końcu nie mamy całej wieczności. –po mojej wypowiedzi mrugnęłam do Willa.
- To okrutne. Czemu Was rozdzieliła?- spytał.
- Podobno to bardziej skomplikowane niż mogło by się wydawać. Każdy z nas jest połączeniem Isis z innym człowiekiem co bądź co bądź jest zakazane. Gdybyśmy nie odkryli swoich mocy na Ziemi zabili by nas.
- Kto, kto by Was zabił. – spytał poddenerwowany.
- Will czy ty w ogóle nie myślisz? – odrzekłam i pokręciłam głową. – jak widać nie ale i tak cię kocham. – mrugnęłam do niego a na jego policzki wskoczyły delikatne rumieńce. – inni Bogowie chcieliby naszej śmierci ale nie wiem dlaczego. – odpowiedziałam
- Kiedy wyjeżdżasz i na jak długo?
- Dzisiaj w nocy.- odparłam ze spuszczoną głową a po moich policzkach spłynęła pojedyncza, słona łza. – na kilka miesięcy. Poczekaj chwilę muszę coś załatwić. – kiwnął lekko głową. – Isis , matko wszystkich duchów a także moja matko błagam przybądź do mnie i wysłuchaj mnie.,-dzięki mojemu wezwaniu tatuaż na lewej ręce zaczął świecić na złoto. Zamknęłam oczy a gdy je otworzyłam ujrzałam moją matkę. - cześć mamo. -przywitałam się.
- witaj córko. - odpowiedziała z wielkim uśmiechem na ustach - co było tak ważne aby mnie wzywać
- to nie wystarczy żeby córka poprosiła o spotkanie z matką? - Isis popatrzyła na mnie z podniesioną prawą brwią. - no dobra, dobra. Mamo ja nie mogę wyjechać na tak długo. Dopiero co do nich wróciłam i zyskałam chłopaka oraz parabatai. Ja na prawdę nie mogę, za dużo mnie tu trzyma.-powiedziałam ledwie słyszalnym głosem. Bogini usiadła koło mnie i zaczęła przytulać.
- skarbie ja wiem co czujesz ale musisz ze mną pojechać aby móc się bronić. Zdolności Nefilim nie wystarczą aby pokonać bogów. Możemy zrobić tak, że na początek pojedziesz ze mną co najwyżej na tydzień potem po ślubie twoich przyjaciół przybędziesz na szkolenie. Zgoda?
-Tak ale pod jednym warunkiem, mogę zabrać ze sobą jedną osobę?
- Dziecko, co ja z tobą mam? - mówiła ocierając mostek swojego nosa. - ale tylko jedną.- przytaknęłąm
- Dzięki Isis , znaczy mamo. - po tym wtuliłam się w nią. - To co do zobaczenia za kilka godzin. - mama dała mi całusa czoło i zniknęła.
Gdy się ocknęłam z rozmowy zobaczyłam, że Will trzyma moją lewą dłoń a gdy zobaczył, że znowu kontaktuje dał mi delikatnego całusa.
- Will - zaczęłam niepewnie. - moje i twoje plany trójce się pozmieniały. Wyruszasz ze mną do mojej rodziny oczywiście jeśli tylko będziesz chciał i nie martw się jedziemy tylko na tydzień. - w oczach chłopaka można było dostrzec pewnego rodzaju ulgę.
- nie powiem ulżyło mi. Przynajmniej będę mógł Cię chronić. - uśmiechnął się i delikatnie złączył nasze usta w pocałunku. Bez zawahania go oddałam i wplotłam swoje dłonie w jego miękkie włosy. Odsunęłam się od niego aby złapać tchu.
- koniec tego dobrego czas się zacząć pakować- posłałam mu ciepły uśmiech a gdy zaczynałam wstawać ten z powrotem pociągnął mnie na materac.
- jeszcze nie. - powiedział i zaczął odpinać guziki mojej czarnej koszuli. Dając ponieść się chwili zrzuciłam z niego t-shirt i zaczęłam jeździć opuszkami palców po jego umięśnionym torsem naznaczonym wieloma bliznami i runami. Gdy mieliśmy posunąć się o krok dalej do pokoju wleciał rozweselony Jace.
- Nie przeszkadzam? - spytał pokazując rękoma, cały czas dziwnie się uśmiechając.
- Nie skąd, że znowu. Właśnie miałam wychodzić. - odpowiedziałam pokazując mu język.
- To dobrze się składa bo właśnie poszukuję kogoś do polowania a ty nadajesz się do tego idealnie. - odpowiedział z chytrym uśmeszkiem.
- dorosły a zachowuję się ja dziecko - mruknęłam - no nic w każdym bądź razie chyba o czymś zapomniałeś ja jestem głucha.
- no i co z tego. Do twojej dzisiejszej roli nie potrzebny słuch tylko młoda, ładna buźka a ty takową posiadasz.
- ech - westchnęłam. - to na kogo polujemy i do czego ja Ci w takim razie będę potrzebna. - zapytałam.
- Na grupkę podnieconych, młodych i łamiących prawo wilkołaków. A ty będziesz moją słodką przynęta.
- Dobra zgadzam się ale mam dwa warunki. Pierwszy załatwisz mi mój pierścień rodowy, nowe sztylety i zatrute strzały a drugi masz się nie dać zabić nie chcę mi się ciebie drugi raz taszczyć. Umowa stoi?
- Stoi. - odpowiedział.
- Will jest tego świadkiem. Zrób to o co cie prosiłam i czekaj na mnie po północy. - pokazałam mu i mrugnęłam  do niego. Razem z Jacem wyszliśmy z pokoju chłopaka.
- Idź do Izzy ona pomoże Ci się przygotować. - odpowiedział.
- Takie pytanko dlaczego to musiałam być akurat ja?
- Bo jesteś najmłodsza.
- Hahaha bardzo śmieszne. - chłopak posłał mi zabójcze spojrzenie. - Nie patrz się tak.
- Idź już bo mamy mało czasu, a u Isabel spędzisz co najmniej dwie godziny. - bez odpowiedzi ruszyłam do czarnowłosej. Zapukałam do drzwi i po mniej niż sekundzie już znajdowałam się w środku pokoju. Zobaczyłam mnóstwo ubrań i kosmetyków. Załamałam się.
- Izzy o co tu chodzi?
- Cicho. Nie mamy czasu. Przymierzaj. - powiedziała wręczając mi kawałek czegoś co zapewne kiedyś było spódniczką. Bez większych dopytywań ubrałam to coś na siebie. Przymierzałam resztki ubrań chyba z pół godzin aż w końcu Izzy się na coś zdecydowała. Zasłaniając lustro abym nie mogła się przejrzeć zaczęła robić mi makijaż i fryzurę.
- Gotowa? - spytała. Nie pewnie pokiwałam głową. Izzy zamachnęła się i jednym zwinnym ruchem zdjęła tkaninę zasłaniającą lustro.
- Aaaa. Izzy co to ma być wyglądam jak kurwa! (dop. aut. przepraszam jeśli kogoś tym uraziłam).
- Właśnie o to mi chodziło. Tak masz wyglądać. - ubrana byłam choć trudno powiedzieć, że ubrana byłam w srebrną spódniczkę sięgającą zaledwie do pół pośladka odkrywając przy tym czerwone stringi. Górą była także srebrna, prześwitująca bluzka przez, którą widać było moje piersi gdyż byłam bez stanika. Wszystkie moje runy były zakryte przez fluid. Na widok makijażu chciałam zapaść się pod ziemię. Strasznie czerwone usta i duża ciemna a zarazem zadziorna kreska na powiece. Do tego czerwone sandałki na wysokim 25 centymetrowym obcasie. Włosy były jedyną w miarę przyzwoitą rzeczą w moim ubiorze lekko pokręcone z czerwoną kokardką z tyłu głowy z napisem Sex.
- Isabel Sofio Lighwood  zamorduje cię. Przecież miałam tylko zwabić napalonych wilkołaków do siebie a nie wszystkich zboczeńców w okolicy.
- A co ty myślałaś przez "napalone wilkołaki". Myślałaś, że wyjdziesz na ulicę w zwykłych ubraniach i oni do ciebie przyjdą. No to żeś się pomyliła. Nie martw się robiłam to już wiele razy gdy byłam trochę młodsza albo miałam zwabić starszych. A teraz uciekaj bo Jace się zapewne niecierpliwi. A zapomniałabym tu masz bat ze srebra, jak by za bardzo harcowali wiesz co zrobić. - założyła mi bat na prawą rękę i wypchnęła z pokoju. Przed drzwiami stał w pełnym ekwipunku i stroju bojowym nie kto inny jak Jace.
- No na reszcie, ile można było czekać. - powiedział nie patrząc się na mnie. Gdy odwrócił na mnie wzrok jego buzia spotkała się z podłogą a on sam jedynie wydusił. - łał, jak dziwka.
- Nic nie mów bo zabiję. A teraz choć. - wzięłam od niego mój czarny płaszcz, założyłam go na siebie i ruszyłam  w stronę wyjścia. Po chwili usłyszałam kroki zaraz za mną, wyszliśmy z Instytutu i Jace zaczął prowadzić mnie w jakieś miejsce. Po niespełna 20 minutach drogi gdzie prawie zabiłam się trzy razy i skręcałam kostkę na której Jace musiał co chwilę rysować iratze a ja nakładać fluid przez te głupie szpilki dotarliśmy do budynku z którego wydobywała się głośna muzyka i wiwaty mężczyzn.
- No to jesteśmy na miejscu. - stwierdził Jace.
- Przecież to jest klub ze striptizem. - stwierdziłam.
- Ooo tak. Umiesz tańczyć na róże, prawda? - spytał z chytrym uśmieszkiem.
- Skąd to wiesz? I tylko gimnastykę nic wyzywającego. - chłopak nic nie odpowiedział i skierował się do bocznych drzwi gdzie czekał Magnus Baine. - Magnus?!
- Witaj biszkopciku. - przywitał się. - Wszystko już załatwione, wilczki są w środku. - powiedział do Jace'a co wyczytałam z ruchu jego ust. - Emma cię wprowadzi. Wejdź do środka. Tak w ogóle przepraszam. - powiedział otwierając mi drzwi.
- Jace, nie żyjesz. Przysięgam na Anioła, że cię dopadnę. - posłałam mu zabójcze spojrzenie. Już miałam przekroczyć próg klubu kiedy ktoś mnie szarpnął za rękę.
- Płaszcz. - oznajmił blondyn. Niechętnie go zdjęłam i mu go rzuciłam. - miłej zabawy. - weszłam do środka a kontem oka zobaczyłam jak Jace nakłada sobie runę niewidzialności, a potem zamykające się drzwi.
*********************************************************************************

   Cześć. Niestety mam ciężką przypadłość czyli brak weny i kompletnie nie wiem co dalej napisać. Mam napisany kawałęk rozdziału XIII i nie umiem go skończyć. Więc jak pewnie się domyślacie następny rozdział pojawi się Bóg wie kiedy.
Za wszystkie błędy przepraszam i życzę udanych wakacji.

Pozdrawiam i przepraszam Córka Razjela

poniedziałek, 30 maja 2016

Rozdział XI


************************************
Shadow

   Mijały tygodnie, dnie, godziny.
Słuch wbrew przekonań wszystkich zaczął powoli wracać. Zaczęłam słyszeć wysokie dźwięki. Straciłam wszystkie pieniądze jakie miałam i wylądowałam na ulicy. Bez jedzenia, wody tylko z kołczanem na placach. Zostałam skazana na żebractwo, wyłudzanie chciałabym powiedzieć, że nigdy nic nie ukradłam jednak w tedy bym skłamała. Kradłam picie, jedzenie, pieniądze jakieś ubrania. Wszystko co mogłoby mi się przydać. Stoczyłam się i to bardzo. Jednak nigdy nie pracowałam jako prostytutka czy coś w tym rodzaju. Proponowali mi to nie raz ale miałam na tyle godności aby odmówić. Wiedziałam, że nawet gdyby ktoś ze znajomych mnie znalazł brzydziłby się mną. Najbardziej brakowało mi Clary, Aleca i przede wszystkim Willa. Powiedziałam mu kiedyś, że nic do niego nie czuję. Kłamałam. Tak naprawdę odkąd zobaczyłam go pierwszy raz coś od razu zaiskrzyło. Nie chciałam tego mówić bo wiem, że bym go zraniła. Nie jestem gotowa na związek. Jestem po prostu szmatą. Fajne mniemanie o sobie prawda? Zbliżał się poranek. Mój brzuch dawał o sobie głośno znać. W końcu komu się dziwić nie jadłam od tygodnia.
Najbliższy sklep w którym jeszcze nie byłam jest dziesięć kilometrów stąd. Stąd czyli jakiegoś mostu na obrzeżach Rzymu. Zabrałam wszystko co miałam i ruszyłam.

************************************
Clary

   Wyruszyliśmy na ostatnie wielkie poszukiwania Shadow. Straciliśmy już prawie całą nadzieję. Wszyscy zastanawiali się jak Ona mogła nam to zrobić? Magnus próbował dopracować bramę ale niestety żadnych efektów nie było.
Przeszłam ostatni raz przez Bramę i wylądowałam gdzieś na obrzeżach Rzymu. Zaczęłam gorączkowo szukać. Przede mną mignęła jakby znana postać. Te same piękne włosy, wzrost się też zgadzał. Pędem pobiegłam za owa postacią. Załapałam ją za ramię i obróciłam w swoją stronę. Dziewczyna zaserwowała mi pożądanego kopniaka w brzuch. Mimo bólu unieruchomiłam ją. I zaczęłam się jej przyglądać. Miałam rację to była ona. Co prawda cała brudna ale jednak ona. Najwidoczniej Ona też mnie rozpoznała i przestała się wiercić. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy, które szybko otarłam. Prawdopodobnie nie miała na sobie runy niewidzialności bo wokół nas zebrało się nie lada zbiorowisko. Wszyscy się na nas a w zasadzie na Shadow patrzyli. Pokazałam jej aby była cicho i pomogłam jej wstać. Ciągnąc ją z rękę pobiegłyśmy do parku. Rozejrzałam się i narysowałam jej runę niewidzialności. Zaczęłam rozmawiać z nią w języku migowym.
- Na Anioła to naprawdę ty. Już traciliśmy nadzieję na odnalezienie ciebie. Will tracił zmysły. Miał coraz częstsze napady. Wiesz jak się o ciebie martwiliśmy? Jak mogłaś nam t o zrobić? Co się z tobą działo przez ten cały czas? - spytałam. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Wzięłam ją w objęcia i mocno do siebie przytuliłam. Ona przez chwilę trwała w uścisku a potem się ode mnie odsunęła. Na jej twarzy było widać ślady po łzach.
- Clary, nie sądziłam, że jeszcze kiedyś Cię zobaczę. Jak mnie znalazłaś? Ale zapewne nie odpowiesz mi na moje pytanie jeśli ja nie odpowiem na twoje prawda? - pokiwałam twierdząco głową. - więc tak. Dopóki miałam pieniądze żyłam w jakimś motelu. Później je straciłam a nikt nie chciał zatrudnić kaleki. Więc wylądowałam pod mostem bez niczego no może nie licząc steli i łuku. Clary ja nie mogę do Was wrócić. Clave i tak odbierze mi runy albo coś w tym stylu. Przecież kaleka nie może być Nocnym Łowcą. Zrobiłam to dlatego aby nie stwarzać Wam problemu chodź jak widzę nie za dobrze mi to wyszło. - uśmiechnęła się ponuro. Moje serce się mocniej ścisnęło.
- Nie sprawiasz nam żadnych problemów. Jesteś naszą rodziną kiedy to do ciebie dotrze?
- Ale wiesz co? Zaczęłam słyszeć wysokie dźwięki. Czasem zdarza mi się usłyszeć jakieś słowo. A poza tym mogę dalej słyszeć duchy. – na jej twarzy zagościł wielki, optymistyczny uśmiech. - Może jest nadzieja?
- Na pewno. A teraz róż tu swoje dupsko i wracaj ze mną do Instytutu. Zrozumiano moja panno?
- Tak. Nawet nie wiesz jak się za Wami stęskniłam. Narobiłam Wam tyle problemów chodź w cale ich nie chciałam. Przepraszam. - ponownie przytuliłyśmy się. I trwałyśmy tak przez dobre dziesięć minut. Po tym czasie otworzyłam Bramę i razem przez nią przeszłyśmy.
Gdy przeszłyśmy nikogo nie było nawet Simona, który powinien pilnować Instytutu. Ostatnio bardzo się zmienił i wszyscy to doskonale wiedzieli. Shadow po powrocie do domu poszła się odświeżyć a ja zaczęłam do wszystkich dzwonić. Po paru sekundach wszyscy byli już na miejscu nie dowierzając, że zguba nareszcie się znalazła.
Czekaliśmy i rozmawialiśmy przed schodami kiedy niespodziewanie dołączyła do nas Shadow. Wszyscy rzucili się na nią i mocno ją przytulili. Will podniósł ją w ramionach i zaczął namiętnie całować. Ta bez ogródek oddała pocałunek. A reszta zaczęła im wiwatować. Całą sielankę przerwał przeraźliwy krzyk dziewczyny. Złapała się za uszy i zaczęła wykrzykiwać słowa.
" Isis przestań. Zrobię co zechcesz tylko ich nie krzywdź. Isis błagam, błagam. Odejdź. W cale nie wybrałam sobie takiego losu. Mówiłam co bym zrobiła gdybym mogła. Nie, nie weźmiesz go tam. Isis co mam zrobić? Proszę przestań. Nie, nie mogę tego zrobić. Śmierć. Zrobię co zechcesz tylko nie to. Dobrze pójdę tam. Żegnaj Isis" - puściła swoje uszy i wtuliła się w tors Willa. Zaczęła płakać. Chłopak chwycił jej podbródek tak aby na nią spojrzała zrobiła to i teraz gorączkowo przypatrywała się w ruchy Willa.
- Wiesz, że powiedziałeś zgniły makaron prawda? - odpowiedziała wesoło. Wszyscy wybuchli śmiechem. - Zapewne chodziło Ci co tu się przed chwilą stało. - chłopak pokiwał twierdząco głową. - Isis to eee... jak by to powiedzieć matka wszystkich dusz. Pokazywała mi obrazy co się stanie gdy nie zaakceptuje tego kim jestem. Z śmiercią chodziło o to, że dała mi pewien wybór wolałam umrzeć niż zrobić to co mi kazała. Ale to nie ważne na razie nie umrę raczej muszę znowu spróbować pomóc Herondalowi i Tessie. Tym razem stawka jest dość wysoka bo jeśli nie uda mi się tego dokonać skrzywdzi najbliższą osobę jaką mam. Ciebie Will, a mnie samą zabierze na zawsze do krainy dusz abym stamtąd mogła pomagać. - spuściła głowę ze smutku.
- Co za wstrętne babsko! - powiedział Jace. Shadow skierowała do niego głowę.
- Nie wcale nie. Ona jest miła ale musi mnie jakoś zmotywować. Wcześniej gdy spotkałam ją pierwszy raz powiedziała, że do końca życia będę rozmawiała tylko z duchami. Jednak coś się zmieniło. Jeden z jej duchów wyrządził mi krzywdę więc inny duch to naprawi własnym kosztem. Gdy wykonam zadanie odda mi słuch. Teoretycznie bębenki słuchowe po jakimś czasie zrastają się samoistnie ale w moim przypadku zostałam skrzywdzona przez nadprzyrodzone zjawisko więc wiecie. - uśmiechnęła się do wszystkich.
- Dlaczego mnie usłyszałaś? - zapytał zdziwiony Jace.
- Można by powiedzieć, że to taki mały prezent od niej na dowód, że nie kłamie. Ten stan utrzyma się Jeszce tylko przez godzinę później znowu cisza.
- Współczuję. - odpowiedział Alec.
- Nie ma czego. Da się przyzwyczaić. A teraz wiecie na co mam ochotę póki słyszę? - wszyscy zgodnie zaprzeczyliśmy. - Na porządny, wyczerpujący trening. Przez te parę tygodni prawie wcale nie miałam wysiłku fizycznego. Chcę trochę zmęczyć me mięśnie. - uśmiechnęła się i zaczęła wychodzić w stronę sali treningowej. Mieliśmy wybałuszone oczy. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i pobiegliśmy za nią wszyscy razem.
Na sali zastaliśmy Shadow chodzącą po belce.
- Nie kazałam Wam za mną przychodzić ale dzięki. - wykrzyczała. - W sumie dobrze, że tu jesteście bo jakoś nie za bardzo orientuję się jak z tego zejść. - wybuchła śmiechem. Will wspiął się do niej jednym susem i zaczął tłumaczyć co ma zrobić.
- Mała pomyślałaś gdy tam wchodziłaś co by się stało gdybyśmy za Tobą nie poszli? - zapytał rozśmieszony Alec.
- Prawdopodobnie, usłyszelibyście mój krzyk nawet w Canadzie. Wtedy zastanawialibyście się co się stało i, i tak wylądowalibyście  tu. Wszystko przemyślane. - uśmiechnęła się i zeskoczyła robiąc salto w powietrzu. Niestety gdy już była przy ziemi coś poszło nie tak. I przy samej ziemi zawisła głową w dół.
- Ej, pomoże mi ktoś? - zapytała śmiejąc się. Jej głową zaczęła robić się cała czerwona.
- Nie raczej nie. Poczekamy aż twoja głowa osiągnie odcień buraka. - Jace zaśmiał się i podszedł do niej a potem ją zdjął. Will wylądował zaraz obok niej. Przytulając ja do siebie.
- Dzięki za pomoc. To co teraz? - zapytała zdejmując z siebie uprząż.
- Jak widzę roznosi Cię energia. W takim razie co powiesz na mały sparing? - słusznie zauważył mój ukochany. Nie wiem czemu ale odkąd Shadow wróciła do nas ma oznaki ADHD.
- Zawsze. - posłała mu łobuzerski uśmiech. Obydwoje weszli w okrąg na środku sali. Reszta z nas wycofała się na jego obrzeża. I się zaczęło. Shadow dzielnie walczyła ale po 10 minutach  leżała przyszpilona do podłogi. Zaczęła mówić, że się poddaje a mój ukochany z niej zszedł. Na ustach dziewczyny cały czas gościł promienny uśmiech. Po skończonym treningu dziewczyny. Wszyscy rozeszli się do siebie. Po jakiś piętnastu minutach postanowiłam iść do Shadow. W końcu został jej już tylko kwadrans słuchu. Przechodząc obok jej pokoju usłyszałam jak ktoś śpiewa. Nastawiłam uszu i zaczęłam słuchać:

Nobody sees, Nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, That's how it goes
Far from the others
Close to each other

In the daylight, in the daylight
When the sun is shining
On the late night, on the late night
When the moon is blinding
In the plain sight, Plain sight
Like stars in hiding
You and I burn on, on

Put two and to-gether, for-ever
Wi'll never change
Two and to-gether
Wi'll never change

Nobody sees, Nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, That's how it goes
Far from the others
Close to each other

That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover, cover, cover

My asylum, My asylum
Is in your arms
When the world gives heavy burdens
I can bear a thousand times
On your shoulder, on your shoulder
I can reach an endless sky
Feels like paradise

Put two and to-gether, for-ever
Wi'll never change
Two and to-gether
Wi'll never change

Nobody sees, Nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, That's how it goes
Far from the others
Close to each other

That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover, cover, cover

We could build a universe right here
All the world could disappear
Wouldn't notice, wouldn't care

We could build a universe right here
The world could disappear
I just need you near

Nobody sees, Nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, That's how it goes
Far from the others
Close to each other

That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover
   
   Gdy dziewczyna skończyła byłam można by powiedzieć wzruszona. Nie sądziłam, że Shadow umie śpiewać a co dopiero tak pięknie. Szybko weszłam do jej pokoju. I zastałam ją siedzącą na łóżku całą zapłakaną wpatrującą się w okno.
- Shadow to było piękne! - szybko otarła łzy i odwróciła głowę w moją stronę. - czemu płaczesz?
- Dziękuję. I to nic takiego. Po prostu brakowało mi śpiewu a dzisiaj nareszcie mogłam to zrobić. Jestem związana z tą piosenką. Co może wydać się dziwne ale przypomina mi Adama. - uśmiechnęła się smutno. Podeszłam do niej i siadłam na łóżku.
- Tęsknisz za nim. - stwierdziłam fakt.
- Jasne, że tęsknie. Ale nie pora teraz na takie błahe sprawy jak tęsknienie za udawanym bratem. Teraz tu jest moje miejsce. W każdym bądź razie tak mi się zdaje.  - nastała chwila ciszy ale nie, nie zręcznej tylko takiej przyjemnej. Po czym kontynuowała. - Clary w zasadzie od dawna chciałam zadać Ci to pytanie. Nie zadawałam go wcześniej bo wiem, że jesteście tu wszyscy bardzo ze sobą związani a ja wtargnęłam w wasze życie, ale muszę zadać to pytanie bo zwariuję. A teraz jest idealna szansa aby usłyszeć twoją odpowiedź. - umilkła i wpatrywała się w moje oczy tak jakby chciała pozwolenia na kontynuację. Pokiwałam twierdząco głową na znak aby mówiła. Coś czułam, że wiem co chce mi powiedzieć. - Clary czy ty zostaniesz parabatai takiej kaleki jak ja? - po zadaniu tego pytania szybko odwróciła głowę z powrotem w stronę okna.
- W zasadzie myślałam o tym samym co ty. I właśnie po to tu do ciebie przyszłam ale jak widzę uprzedziłaś mnie. - skierowała głowę z powrotem w moim kierunku. W jej oczach było widać zaskoczenie, niedowierzanie, ciekawość?  - Jasne, że zostanę twoją parabatai. - uścisnęłam ją mocno.
- Dddusisz mnie. - wychrypiała. Puściłam ją jak oparzoną a dziewczyna wybuchła śmiechem. - szczerze nie za bardzo wiem jak powinna odbyć się ta ceremonia. - powiedziała.
- Spokojnie, już Ci tłumaczę. Więc ogólnie przysięgę składa się przed Radą ale ze względu na to, że mamy mało czasu i parę lat temu uratowaliśmy świat od zagłady przysięgę złożymy u nas. Poproszę Jię aby jak najszybciej się tu zjawiła i wypełnimy przysięgę. Mam taką cichą nadzieję,że Rada zbytnio się nie zdenerwuję. - odparłam. Spojrzałam na zegarek znajdujący się na mojej lewej ręce. Miałyśmy mniej iż 10 minut - mało czasu. Niezwłocznie pobiegłam do biblioteki i napisałam ognistą wiadomość do Konsula. Pobiegłam do pokoi wszystkich prócz Willa bo nim miała zająć się Shadow. Po mniej niż pięciu minutach wszyscy wraz z Jią Penhallow zebrali się w bibliotece. Na środku pomieszczenia zrobione zostały przez Konsul trzy płonące kręgi. Jeden dla mnie, drugi dla Shadow i trzeci symbolizujący naszą więź, w którym złożymy przysięgę. Stanęłyśmy na swoich miejscach i zaczęłyśmy mówić jednocześnie:

Nie nalegaj na mnie, abym zostawił Cię,
Lub odwrócił od ciebie.
Dokąd pójdziesz, tam i ja pójdę.
Gdzie Ty zamieszkasz, tam i ja zamieszkam.
Twój lud, będzie moim ludem,
A twój Bóg, będzie moim Bogiem
Gdzie umrzesz, tam i ja umrę i tam będę pogrzebany.
Anioł zrobi to dla mnie, i jeszcze więcej.
A coś więcej niż śmierć rozdzieli Ciebie i mnie. 
( not. od autorki. nie jestem pewna czy to poprawna przysięga ale taką udało mi się znaleźć.)

   Podeszłyśmy do środkowego kręgu i najpierw ja narysowałam Shadow runy parabatai a później ona mnie. Po nałożeniu run poczułam dziwną energię przepływającą przez moje ciało. Z Shadow stałyśmy się jedną duszą w dwóch ciałach. Ceremonia dobiegła końca.
- Hej i jak się czujesz? - zapytałam moją parabatai. Ta nic nie odpowiedziała.
- Clary? Możesz pokazać? Tak jak by znowu jestem w ciszy.  -odparła. No tak czas słuchu Shadow na ten czas się skończył. Zrobiło mi się jej naprawdę żal.
- Pytałam jak się czujesz? - odpowiedziałam po migowemu. Ona również.
- Czuję się jak by było mnie dwie. Dziwne ale przyjemne uczucie. - uśmiechnęła się.
- Wiesz co? Gdy pomożemy Willowi Herondalowi zaśpiewasz coś dla mnie a Jace będzie grał tobie na pianinie. - w tym momencie do naszej dwójki dołączyła reszta.
- Co ja? - zapytał mój blondyn całując mnie w czoło.
- Kiedyś zagrasz Shadow na pianinie. Nawet nie wiecie jaki ona ma niebiański głos. - powiedziałam na głos. Dziewczyna przypatrywała się nam.
- Umiesz śpiewać. - zwrócił się do niej słowami. Ta pokazała na uszy. Jace zrozumiał i powtórzył wszystko bez jako takich słów. Shadow pokiwała twierdząco głową i cała poczerwieniała.
- No to mamy Instytut talentów. - wtrąciła Marys. - Najzdolniejsze parabatai. Nie obraź się Jace. Jedna śpiewa druga rysuję. Idealnie.
- Ej ja gram na pianinie. - dorzucił swoje trzy grosze blondyn. Przewróciłam oczami.
- Tak Jace wiemy, że jesteś najzdolniejszy z nas wszystkich ale nie musisz wspominać o tym na każdym kroku. - stwierdziła Izzy.
- W takim razie jeśli umiesz tak cudownie grać razem z Shadow stworzycie duet na naszych ślubach. - odparłam entuzjastycznie. Mój ślub z Jace'm odbędzie się w lutym zresztą tak samo jak ślub Izzy i Simona. Uznaliśmy, że zima jest cudowną porą na tego typu zdarzenie.
- Chwila, chwila. Nawet nie słyszeliśmy jaki ona ma głos a już na ślub ją chcecie zatrudnić. Nie zgadzam się. Umawialiśmy się, że na ślubie zagra mój zespół. - dorzucił oburzony Simon.
- Ty to uzgodniłeś. - sprostował Jace. Simon cały poczerwieniał ale nic więcej nie dodał. Wiedział, że kutnie z Jace'm mogą toczyć się do jutra.
- Ja słyszałam Shadow. - zaczęłam bronić dziewczyny.
- I ja też. - wszyscy popatrzyliśmy się na Aleca. - No co? Ściany w Instytucie są cienkie. A chciałbym przypomnieć, że mam pokój obok niej. Muszę przyznać ma dziewczyna głos. - pochwalił ją Alec. Cieszyłam się, że ktoś oprócz mnie ją docenia.
- Kiedy dokładnie ją słyszałeś? Mi powiedziała, że brakowało jej śpiewania i od dawna tego nie robiła.
- Jeszcze zanim straciła słuch śpiewała codziennie. - stwierdził czarnowłosy.
- Tak w ogóle gratulacje stania się parabatai bo tego nie powiedzieliśmy. - powiedział Robert.
- Dziękujemy. - rozejrzałam się po całej bibliotece lecz brązowowłosa zniknęła. - widział ktoś Shadow? - zapytałam z niepokojem.
- Pewnie poszła do siebie. Nie martw się. - przytulił mnie Jace. Poczułam na całym ciele dość dziwne mrowienie. A potem usłyszeliśmy głośny krzyk dochodzący z góry. Czyli jak sądzę dziewczynę odwiedził duch.

*********************************************************************************
Hej!

Tak, tak wiem, że na przysięgę parabatai w przypadku Clary jest już za późno ale po prostu nie mogłam się oprzeć ☺
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Za wszystkie błędy przepraszam i zachęcam do komentowania.

Wasza Córka Razjela ☺