wtorek, 29 marca 2016

Rozdział V



Bezimienna

   Doszliśmy do sali treningowej. Alec ustawił się na przeciwko tarczy. Kazał nam stanąć po jego bokach i zaczął pokazywać jak się strzela. Za każdym razem trafiał w sam środek. Nadeszła kolej Willa. Ten siłował się z łukiem i strzałami. Po ciężkim zmaganiu z naciąganiem cięciwy w końcu strzelił. Strzała nie doleciała nawet do tarczy. Alec wybuchł śmiechem a ja próbowałam to ukryć.
- Oj wielki, potężny Nocny Łowco chyba nie za bardzo radzisz sobie z łukiem. - powiedział Alec zakładając sobie ręce na klatę.
- Cicho bądź. Wiesz, że nienawidzę tego robić.
- I nie wiesz gdzie jest przód łuku a gdzie tył. – dodałam.
- Jesteś taka mądra to pokaż co potrafisz. – odpowiedział kąśliwie.
- Ok, daj łuk. - i Will mi podał. Przyjęłam postawę, napięłam cięciwę, wycelowałam i trafiłam w sam środek tarczy.
- Po prostu fart. Strzel jeszcze dwa razy w środek a przez tydzień będę robić co chcesz a jeżeli nie to ty będziesz robić co ja chcę. - odparł pewny siebie chłopak.
- Ok zakład stoi. Alec przetniesz? - ten skinął głową a ja i Will podaliśmy sobie ręce. - Dobrze. Alec mogę prosić o strzały?
- Oczywiście. - podając mi je dodał - utrzyj mu nosa mała. - uśmiechnął się.
- Obiecuję.- ustawiłam się i puściłam strzałę ta poleciała dokładnie w to samo miejsce co poprzednia rozdwajając ją na dwie części. - raz. - odliczyłam. I strzeliłam drugi raz kolejny raz strzała przecięła strzałę. - i dwa. Dziękuję.
- Dziewczyno jesteś pewna, że nigdy nie strzelałaś? - spytał uradowany Alec.
- Tak. Pierwszy raz miałam łuk w ręce. - odparłam czerwieniąc się.
- To widzę, że mam ostrą konkurentkę. Masz wrodzony talent i perfekcyjne oko. Jeżeli się zgodzisz chciałbym codziennie cię uczyć. Nie możemy zmarnować takiego talentu.
- Jasne, że się zgadzam - odparłam z uśmiechem na twarzy.- także wiesz Will idź mi po coś do picia i dla Aleca też coś weź. - posłał mi piorunujące spojrzenie i wyszedł z sali.
- Będziesz musiała wybrać swoją specjalizację, którą jak sądzę jest łuk. Jutro na ceremonii dostaniesz swą broń więc do jutra musisz przejść wszystkie treningi i zobaczyć w czym jesteś najlepsza.
- Dobrze. To kiedy zaczynam?
- W sumie to teraz. Clary chodź tu! - po słowach chłopaka ruda dziewczyna zaskoczyła z trapu zawieszonym ponad naszymi głowami.
- To co zaczynamy? Jesteś świetna w strzelaniu zobaczymy jak pójdzie Ci ze sztyletami. - skinęłam głową. - Alec kukła. Chłopak poszedł do małego pomieszczenia z guzikami i pod naszymi nogami wyskoczyła owa rzecz. Clary wyciągnęła sztylety i zaczęła ją siekać potem podała je mi a ja z lekkim wysiłkiem starałam robić się to co ona. Jednak nie wychodziło mi to najlepiej. W między czasie Will przyniósł nam wodę. A potem nadeszła pora na trening z Jace’m. Ten poszedł mi fatalnie. Miecz oburęczny był po prostu dla mnie za ciężki i nie dałam rady się nim posługiwać. Po wyczerpującym treningu wszyscy do mnie podeszli.
- I jak tam? - spytał Jace.
- Nie najgorzej tylko jestem zła o ten miecz.
- Nie martw się tym, ja też na początku nie umiałam się nim posługiwać. Każdy ma jakieś słabości. - pocieszała mnie Clary.
- Za to jesteś świetna w łuku i to jest chyba twoja specjalizacja. - powiedział Jace.
- Nie chyba tylko na pewno. Ona jest tak dobra jak ja. - odparł Alec.
- Przestańcie bo mnie zawstydzacie.
- Miałaś przejść jeszcze trening sprawnościowy bo zdarza się że ktoś jest bardzo zwinny i to jest jego specjalizacja. Ale ty znalazłaś już swoją więc to zbędne. - powiedziała Izzy, która jakimś cudem znalazła się w pomieszczeniu.
- Ok ale jeśli o mnie chodzi chętnie go przejdę. - uśmiechnęłam się do reszty.
- Jeszcze Ci się znudzi. Idź teraz odpocząć. Jutro ważny dzień przed tobą. - powiedział Will.
- Will ma rację. A jeszcze czeka cię wybór stroju bo jak sądzę jeszcze go nie masz. - stwierdziła Izzy. Prawdopodobnie widząc moje zdziwienie mówiła dalej. - nie martw się pomogę Ci coś wybrać. - pocieszyła.
- W takim razie idę. Do zobaczenia potem.

************************************
Will

   Pożegnała się i wyszła. Na Anioła gdzie ona chowa tyle energii w tak małym ciałku. Po sześciu godzinnym treningu nawet Jace miałby dosyć. A ona chciała więcej.
- Są jakieś wieści od Clave? - spytał Jace.
- Tak mamy być w Idrisie o 10. Trzeba powiadomić Żelazne Siostry aby zrobiły dla niej łuk. - stwierdziła Clary.
- Czy suknia jest gotowa? - spytała czarnowłosa.
- Powinni się wyrobić do wieczora. - stwierdził Alec.
- To dobrze przyniosę ją do niej gdy będzie wybierać ubrania. - stwierdziła Izzy. Zacząłem marzyć. Wyobrażałem ją sobie w tej sukni. Cała ubrana na czarno w pięknej fryzurze z ręką na kodeksie składającą przysięgę.
- Ej, Romeo słuchasz mnie? - pomachała mi przed oczami Clary.,
- Nie, co mówiłaś?
- A to że masz do niej iść i jej pomóc.
- Dobra, dobra już idę. - odparłem sarkastycznie. Po czym wybiegłem z sali kierując się do pokoju Bezimiennej. Zapukałem do drzwi i po chwili otworzyła mi dziewczyna w krótkich spodenkach i szarym crop topie.
- Hej. Mogę wejść? - spytałem.
- Hej, jasne. Pilnie potrzebuję pomocy. Już nie wiem co robić a jeszcze czeka mnie męczarnia z Izzy. - westchnęła cicho.
-Zaraz coś na to poradzimy. - wszedłem do pokoju. W nim zastałem pełno pomiętych kartek. Stos książek na łóżku i na środku Kodeks Nocnych Łowców. Dziewczyna siadła pomiędzy arkuszami papieru i ja zrobiłem to samo. Zaczęła przeglądać książki przy okazji gryząc ołówek.
Godzinę później.
- Co powiesz na Greenwood? - zapytałem. Przez tą godzinę dobry humor nas nie opuszczał. Co chwilę wpadaliśmy w śmiech z wymyślonych nazwisk. Teraz też nie było lepiej.
- Zielone drewno? Sugerujesz, że jestem zielona? Will... – nie zważałem na to co powiedziała bo wpadłem na genialne nazwisko.
- Teraz na pewno Ci się spodoba.
- No dawaj. Już nie mam siły. Zaraz przyjedzie tu Izzy.
- Już, już.
- Pokaż co tam masz. - podałem jej kartkę z pomysłem. - Ej to nie jest takie złe. A nawet jest dobre. Podoba mi się. - uśmiechnęła się szeroko. - od dziś moje nazwisko brzmi Silverthrush a me imię to Shadow.
- Podoba mi się. Shadow czyli cień. W sumie pasuje do Nefilim bo my jesteśmy cieniami. - odpowiedziałem zadowolony.
- Dlatego mi się spodobało. Nigdy nie sądziłam, że będę wybierać sobie imię. Zawsze myślałam, że taki problem spotka mnie przy moich dzieciach a nie przy mnie. - powiedziała rozmarzona. - Will, a tak w ogóle jak ty masz na nazwisko?
- Goldhawk. - odpowiedziałem lakonicznie.
- Ładnie. - zaczęła myśleć by po chwili dodać. - czekaj, czekaj twoje nazwisko oznacza złoty jastrząb a moje srebrny drozd. Czyli obydwoje mamy ptaki w nazwisku i szlachetne rudy. Zrobiłeś to specjalnie. - i dostałem poduszką w twarz.
- Za co to? Tak odwdzięczasz się za pomoc? I tak zrobiłem to specjalnie by nasze nazwiska się dopełniały.
- Will jak ja cię nie znoszę ale i tak dziękuję. - przytuliła mnie i cmoknęła w policzek.
- Dobra, chyba czas posprzątać no chyba ,że chcesz aby Izzy utopiła się w papierach.
- No może. To by była dość śmieszna śmierć Nocnego Łowcy. - stoczyła się z łóżka i zaczęła sprzątać. - Will wiesz że mogę kazać Ci sprzątać, prawda?
- Racja, ale będziesz taka dobra i tego nie zrobisz. - powiedziałem z szyderczym uśmiechem na ustach.
- Jeśli ruszysz tu swoje cztery litery w przeciągu pięciu sekund to nie. Pomogłeś zrobić mi ten syf to teraz pomożesz mi posprzątać. - skwitowała. Po czym zaczęła odliczać. Zeskoczyłem z łóżka i przyłączyłem się do sprzątania. Gdy kończyliśmy rozległo się pukanie do drzwi. Shadow wstała i otworzyła. W progu stała cała uradowana Isabelle. Czyli suknia dotarła.
- Widzę, że już się nie przydam. Zostawiam moje drogie panie same. Gdy będziecie potrzebować mojej pomocy wiecie gdzie szukać.
- Tak bo twoja pomoc w wybieraniu sukienki będzie nieoceniona. - szyderczo odpowiedziała Iz.
- Jak zawsze. - wyszedłem z pokoju.

************************************
Shadow

- To co zaczynamy? - zapytała pełna entuzjazmu dziewczyna. Skinęłam głową gdyż dużego wyboru nie miałam. - To świetnie. Pokazuj co masz w szafie.
- Izzy wiesz, że wszystkie moje ubrania widziałaś przecież sama mi je kupowałaś.
- Tak wiem ale myślisz, że ja pamiętam co ty masz w szafie? Ja nie pamiętam co mam w swojej tyle mam ciuchów a teraz nie narzekaj i do garderoby. Nie mamy czasu. - posłusznie zrobiłam to co rozkazała mi czarnowłosa i wyciągnęłam wszystkie sukienki jakie miałam. Jednak żadna nie podobała się dziewczynie.
- Izzy i co my teraz zrobimy. Żadna nie jest odpowiednia a ja już na prawdę nie mam nic więcej. - westchnęłam.
- Może znajdziemy coś u mnie, chodź. - powiedziała dziewczyna ciągnąc mnie za rękę.
- Isabelle poczekaj, jestem w samej bieliźnie. - wykrzyczałam.
- Trudno. Przeżyjesz. - i zaczęła wlec mnie po korytarzu przy okazji zahaczając o Aleca i Jace'a, którzy najwyraźniej wracali z treningu gdyż byli cali przepoceni. Gdy w końcu przebiegłyśmy cały Instytut i weszłyśmy do pokoju powiedziałam.
- Dzięki Izzy, chłopcy mnie widzieli.
- To co byłaś dla nich atrakcją. – stwierdziła obojętnie.
- Ha, ha, ha bardzo śmieszne. – odpowiedziałam zdenerwowana.
- No wiem. Poczekaj tu, chyba mam coś w sam raz dla ciebie. - powiedziała wskakując do garderoby. Z niej słychać było odgłosy wysuwanych szuflad. Przez drzwi latały różnego rodzaju sukienki. W Końcu wyszła z zapakowaną suknią w ręce. - Masz przymierz. - szybko wskoczyłam w ubranie i po prostu zaparło mi dech w piersiach.
- Izzy ta sukienka jest tak jakby skrojona na mnie. Jest śliczna! – poczułam, że po moich policzkach płyną łzy.
- Bo ona jest dla ciebie. Jest uszyta specjalnie na jutrzejszą przysięgę. - odparła uradowana Izzy. - Cieszę się, że Ci się podoba. Wyglądasz ślicznie. Ta czarna koronka na dekolcie jest świetna.
- Masz rację. - krój sukni jest idealny. Na górze była koronka idealnie dopasowana do mojego ciała. Na pasie był pasek powleczony czerwona koronką. Później suknia lekko się rozkloszowała. Cała miała delikatną halkę na której wyszyto runy. Sięgała mi do kostek. Czułam się jak jakaś księżniczka.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Jutro musisz wcześniej wstać bo w Idrisie mamy być o 10 a jeszcze z Clary mamy cię uczesać. Zastanawiam się jak zdążymy.
- Izzy wiesz, że już po północy prawda?
- Faktycznie to tym bardziej leć do łóżka i śpij. - rozkazała władczym tonem czarnowłosa.
- Już lecę. A masz może szlafrok? Bo drugi raz nie zamierzam lecieć tylko w bieliźnie przez pół Instytutu. - podeszła do łóżka wzięła szlafrok po czym podała go mi. Wyszłam z pokoju zostawiając u Iz suknię i powędrowałam do siebie. Tam wzięłam krótką kąpiel i poszłam spać.

*********************************************************************************
Cześć! 
Wiem, że obiecałam Wam rozdział specjalny na Święta, ale po prostu nie miałam czasu go napisać. Bardzo za to przepraszam. Obiecuję, że rozdział specjalny będzie tylko w trochę innym terminie. A mianowicie w moje urodziny. Spodziewajcie się go 15 kwietnia po południu. Mam nadzieje, że się nie obrazicie i mi wybaczycie.
Za wszystkie błędy w tym rozdziale bardzo przepraszam.
Piszcie jak bardzo brzuchy wam urosły po świętach. Ja obawiam się przez najbliższy tydzień nie będę mogła się ruszyć :) 
Serdecznie pozdrawiam Córka Razjela

poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział IV



   Rozdział 4

Will

 
    Co ja zrobiłem? - w kółko zadawałem sobie to pytanie. Kocham tą dziewczynę a dałem ponieść się chorobie. Gdyby nie Alec miałbym jej krew na rękach. Po tym wszystkim wybiegłem z Instytutu aby udać się na polowanie. Jednak moje stopy zaniosły mnie całkiem gdzie indziej. Stoję teraz przed drzwiami Wielkiego Czarownika Brooklynu. W mojej głowie miałem kłębek myśli. Jak ja jej to wszystko wytłumaczę? Czy mam prosić kolejny raz o pomoc chłopaka mojego przyjaciela? Czy może po prostu iść i dać się zabić jakiemuś demonowi? To by rozwiązało wszystkie moje problemy.
Po kilku głębszych wdechach zastukałem kołatką do drzwi czarownika. Po chwili drzwi otworzył owy mężczyzna.
- Will? Co Cię tu sprowadza? - zapytał zaskoczony Magnus.
- Potrzebuję twojej pomocy. - odparłem cały w nerwach.
- Kolejny atak? - skinąłem głową - Nie dobrze, to już trzeci w tym tygodniu. - czarownik otworzył szerzej drzwi i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Bane powędrował do salonu i rozsiadł się na fotelu. Usiadłem na kanapie, która znajdowała się naprzeciwko jego.
- Opowiadaj co się stało.
- Miałem napad. - odparłem lakonicznie.
- To już wiemy. Może coś więcej. - odparł czarownik wpatrując się w kominek po jego prawej stronie.
- Prawie zabiłem naszą Bezimienną. Byłem bardzo zdenerwowany bo przegrałem walkę z Jace'm na jej oczach. A wiesz jak bardzo mi się podoba. Gdy wyszła z sali treningowej zaczaiłem się na nią i przycisnąłem do ściany a potem zacząłem dusić. Gdyby nie twój chłopak była by najprawdopodobniej martwa. Magnus co ja mam zrobić twoje leki już nie pomagają a Ona mi nie wybaczy tego co jej zrobiłem. - po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. Dałem im spokojnie płynąć. Nie ścierałem ich bo wiedziałem, że zaczną płynąć na nowo. Bane rozpostarł ramiona a ja się w niego wtuliłem.
- Will, uspokój się. Dostaniesz więcej leku a ja będę szukać innego, silniejszego. Wróć do Instytutu i po prostu ją przeproś a później wytłumacz jej co się z tobą dzieje. Z tego co mi się wydaje jest mądrą dziewczyną i na pewno to zrozumie. - pocieszał mnie czarownik.
- Może masz racje. A jeżeli nie to zostanie mi jeszcze utopienie się w jakiejś rzece albo dać się zabić demonowi. -  powiedziałem smutno.
- Chłopaku nie mów tak! Masz jeszcze całe życie przed sobą. - potrząsnął mną Bane.
- Taaak. Dziękuję Ci za wszystko a teraz idę posłuchać twoich rad. - odpowiedziałem tłumiąc w sobie przerażenie jakie mnie ogarniało przed spotkaniem się z Bezimienną.
- Dobrze robisz. Poczekaj tu chwilę a ja przyniosę Ci leki.
   Po chwili Magnus wrócił z pełną saszetką moich leków, które i tak mi nie pomagają i wyszedłem z jego domu. Skierowałem się do Instytutu bojąc się spotkania z domownikami.

**********************************
Bezimienna

   Usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Leniwie otworzyłam oczy i ujrzałam Willa. Już zaczynałam krzyczeć kiedy ten zakrył moje usta swoją dłonią i usiadł na mnie okrakiem.
- Proszę nie bój się mnie. Obiecuję, że nic Ci nie zrobię tylko nie krzycz. - odparł błagalnie chłopak. - Będziesz krzyczeć jeżeli zabiorę rękę? - pokręciłam przecząco głową. - Dobrze. - zabrał rękę.
- Czy łaskawie możesz ze mnie zejść? Jesteś ciężki. - powiedziałam sfrustrowana.
- Przepraszam. - wyszeptał chłopak. Natychmiast ze mnie zszedł i siadł na skraju łóżka.
- Teraz możesz mi wytłumaczyć po co tu jesteś i czemu wczoraj usiłowałeś mnie zabić. - odrzekłam ze złością w głosie. Chłopak tak jakby tego nie zauważył i zaczął mówić.
- Jestem chory. Mam ataki złości, w tedy nie wiem co robię. Przepraszam za to co zrobiłem, nie panowałem nad sobą. Zaczaiłem się na ciebie i pocałowałem bo się w tobie zakochałem. W tedy gdy mnie odrzuciłaś rozzłościłaś mnie jeszcze bardziej co doprowadziło do żądzy twojej śmierci. - westchnął smutno chłopak. Gdy tak na niego patrzyłam zrobiło mi się go żal
- Will tak mi przykro z powodu twojej choroby ale wiedz, że nie żywię do ciebie uczuć takich jak ty do mnie. Miło mi słyszeć, że ktoś się we mnie zakochał ale nie będę cię okłamywać. Przepraszam.  Will proszę nie gniewaj się na mnie. - chłopak westchnął smutno.
- Nie mógł bym się na ciebie gniewać moja kochana Bezimienna, zawsze będę Cię kochać. - odpowiedział smutno.
- Możesz opowiedzieć mi historie swojej choroby? Może jest jakiś sposób by Ci pomóc.- zapytałam cichutko.
- Gdy miałem jakieś 10 lat Czarownik wspierający demony rzucił na mnie klątwę albo czar. W każdym bądź razie gdy się denerwuje tracę panowanie nad sobą i nic ani nikt nawet moje leki, które zrobił dla mnie Magnus nie są wstanie mnie powstrzymać ani uspokoić. Nic nie można z tym zrobić. Boję się, że gdy ktoś będzie za blisko i nikogo nie będzie w pobliżu przy moim ataku ktoś zginie. Przeze mnie straciliśmy trzy koty bo zdenerwowałem się gdy mnie podrapały.
- Ale przecież Alec Cię ode mnie odciągnął a w tedy się uspokoiłeś.
- Tak, nagle oprzytomniałem gdy miałem się na ciebie kolejny raz rzucić gdy zobaczyłem ciebie ledwo łapiącą powietrze. - powiedział z iskierką nadziei w głosie.
- Aha - po chwili przerwy gdy patrzyliśmy sobie w oczy powiedziałam - Ale przecież wystarczy tylko znaleźć tego czarownika i zmusić go aby cię odczarował. - powiedziałam entuzjastycznie.
- Może wydaję Ci się to proste jest tylko jeden mały szczegół. - spojrzałam na niego pytająco ten widząc to kontynuował. - ten czarownik nie żyje. Znaleźliśmy go jakieś pół roku temu z poderżniętym gardłem w okolicy mostu Brooklyn'skiego. Nic nie da się zrobić. Te ataki zostaną ze mną na zawsze.
- Przykro mi. Ale nie wolno tracić Ci nadziei na pewno da się coś zrobić.
- Fajnie, że w to wierzysz bo ja już dawno straciłem nadzieję. - zauważyłam, że chłopak mnie kołdrę. Położyłam rękę na jego by go pocieszyć.
- Will... to imię chyba jest przeklęte.
- Czemu tak sądzisz?
- Ponieważ Will Herondale był tak jakby przeklęty i wierzył w to przez 5 lat a teraz ciebie ktoś przeklął. Tylko, że przodek Jace'a w rzeczywistości w cale przeklęty nie był a ty jesteś.
- Faktycznie coś z tym imieniem jest nie tak. Trzeba zgłosić to do Clave aby zakazano używania go. - zaśmiał się chłopak.
- Masz rację. A i przepraszam za policzek.
- A to - powędrował do miejsca w które go zraniłam - to nic. Dobrze radzisz sobie z batem a byłaś dopiero po pierwszej lekcji. Robi wrażenie. Chyba masz talent dziewczyno. - promiennie się uśmiechnął.
- Nie sądzę. Po prostu szczęście.
- Nie mów tak. Simon do tej pory nie wie gdzie jest przód a gdzie tył bata. Więc na prawdę nie sądzę żeby to był tylko fart.
- Naprawdę nie wie gdzie jest przód a gdzie tył. - skinął głową z ogromnym uśmiechem na ustach. - chyba go nie lubisz co?
- błagam jak można lubić taką ofiarę losu jak Simon. Na prawdę nie wiem jak Izzy mogła się w nim zakochać a co dopiero zaręczyć. - odparł ze śmiechem chłopak.
- też się nad tym zastanawiam. Ten facet mnie wkurza.
- a co dopiero mnie. Co dzisiaj robisz?
- po śniadaniu mam trening z Alec’iem a później muszę popracować nad imieniem i nazwiskiem.
- to dobrze się składa, trening mamy razem, a jeśli chcesz mogę pomóc Ci wymyśleć coś fajnego.
- dziękuję, z chęcią skorzystam z twoich ofert. - uśmiechnęłam się do niego ten odwzajemnił go i zaczął podnosić się z łóżka. - czemu już wychodzisz?
- tak spodobało Ci się moje towarzystwo? - zapytał z śmiechem w głosie i ruszając brwiami.
- chyba śnisz.
- raczej nie, ale mój brzuch tak. Marzę aby coś zjeść więc ruszaj swoje cztery litery i chodź na śniadanie - Will próbował być poważny i mówić wszystko rozkazującym tonem.
- tak jest szefie. - zaśmiałam się i rzuciłam w niego kolejną poduszką po czym wyskoczyłam z łóżka krzycząc jak małe dziecko gdyż Will zaczął mnie gonić. Zamknęłam się w garderobie.
- mała wiesz, że kiedyś będziesz musiała stamtąd wyjść a w tedy czekam na ciebie ja z karą.
- tak, tak tylko daj mi się ubrać.
-  ok, czekam. - powiedział chytrze. W co ja się wpakowałam...
   W kilka minut przebrałam się w luźne legginsy i bokserkę oraz opanowałam swoje włosy. Wyszłam z garderoby po czym zaraz do niej wróciłam ponieważ szanowny Pan Will oblał mnie wodą do suchej nitki. Super kara. Gdyby wcześniej powiedział mi co zamierza przebrałabym się w strój kąpielowy a nie w normalne ubrania. W tedy przyjęłabym moją karę na klatę. Przebrałam się w taki sam komplet ubrań i wyszłam do chłopaka. Niestety moje włosy były teraz wilgotne i puszyły się jak nigdy przedtem.
- Wielkie dzięki. Teraz wyglądam jak clown z trwałą.
- Nie na za co. Ale ładnemu we wszystkim ładnie. - zaśmiał się Will.
- Nie żartuj sobie i chodź bo teraz mój żołądek marzy o śniadaniu.
- Zgoda. Zgoda. - odparł chłopak ze sztuczną urazą.
Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do kuchni. Tam wszyscy już jedli i wesoło o czymś rozmawiali ale gdy tylko mnie zobaczyli zaraz ucichli.
- Cześć wszystkim. - przywitałam się.
- Hej. Mała co ty masz z włosami? Wyglądasz jak napuszony kurczak. - zapytał Jace, który nie krył śmiechu.
- Dzięki za porównanie Jace. A to - wskazałam na moją głowę. - to wynik rzucania poduszką w jednego osobnika. - skierowałam wzrok na Willa z upomnieniem wymalowanym na twarzy.
- Will. Coś ty jej zrobił? - zapytała skonsternowana Izzy.
- Nic, tylko przez przypadek w moich rękach znalazł się kubeł z wodą a potem jego zawartość przez przypadek wylądowała na tej oto dziewczynie. - mówiąc to wskazał na mnie.
- Will... - westchnęła Clary. - brak mi do ciebie słów. A teraz jedzcie bo jak sądzę za chwilę macie trening z Aleciem. - spojrzała na śpiącego chłopaka z widelcem zanurzonym w jajecznicy. - Alec ! - wrzasnęła Clary. Chłopak natychmiast się obudził rzucając przy okazji śniadaniem w dziewczynę
- Co się stało? Clary czemu jesteś w jajecznicy? - zapytał zmęczonym tonem czarnowłosy.
-Ty mi powiedz. I to twoja zasługa. - zaśmiała się Rudowłosa. Jace siedzący obok swojej dziewczyny wycierał z niej śniadanie.
- Przepraszam. Wczoraj do późna nie spałem. - wytłumaczył Alec.
- Ale jesteś w stanie poprowadzić dzisiejszy trening? - spytała Izzy.
- Trening, zawsze. W szczególności lubię patrzeć jak Will usiłuję trafić w środek tarczy z resztą bez skutecznie. A jej jestem ciekaw. Strzelałaś kiedykolwiek z łuku? To pytanie skierował do mnie.
- Nie nigdy. - odpowiedziałam kończąc śniadanie.
-  To nic. Wypróbuję Cię dzisiaj. - odparł wesoło chłopak. - A teraz zbierać się i idziemy. - nakazał Alec.
- Nie, proszę zabijcie mnie. - westchnął Will.
- Nie będzie tak źle. - poklepał go po plecach czarnowłosy.
- Nie, będzie gorzej. - mruknął wychodząc z kuchni.
Poszłam za nimi do sali treningowej.

*********************************************************************************

Więc tak dziękuję, że ktoś to czyta i dał o tym znać ☺ czyli dziękuję Nikoli Łazuchiewicz, Córce Lilith oraz Kubie Lis ☺.
Dzisiejsze wyzwanie jest takie samo jak ostatnio. Piszcie czy chcecie muzykę bo planuję ją zrobić. Może chcecie jakiś specjalny rozdział odbiegający troszkę od fabuły ale z tymi postaciami. Piszcie, na wszelkie propozycje jestem otwarta ☺
Za wszystkie błędy przepraszam.

Pozdrawiam Córka Razjela.

wtorek, 15 marca 2016

Rozdział III



Rozdział ze specjalną dedykacją dla Nikoli Łazuchiewicz.

   Bezimienna

   Powoli otworzyłam oczy. Miejsce w którym obecnie się znajdowałam było mi nieznane. Nade mną widziałam dziewczynę z rudymi włosami. Krzyknęłam przerażona.
- Cii. Jesteś bezpieczna. - Powiedziała spokojnym głosem dziewczyna, głaskając moje włosy.
- Kim j..jesteś? Gdzie ja jestem? - Zapytałam drżącym głosem.
- Jestem Clary a ty znajdujesz się w Nowojorskim Instytucie. - Odparła bardzo spokojnie.
- Czekaj, czekaj, że niby gdzie ja jestem?
- W Nowojorskim Instytucie. - Powoli podniosłam się na łokciach abym mogła patrzeć dziewczynie w oczy.
- Instytut... - Wyszeptałam. Najwyraźniej dziewczyna i tak mnie słyszała bo pokiwała głową. - Jeśli to jest Instytut to ty musisz być Nocnym Łowcą. - Znowu potwierdziła moje słowa skinieniem głowy. Mówiłaś, że jak się nazywasz?
- Clary. - Odparła bardzo spokojnie.
- Clary Fray? - Spytałam pełna nadziei.
- Tak, ale skąd ty to wiesz?
- Czytałam o Was. Wiesz, że są o Was książki prawda? - Spytałam cała uradowana. Spotkałam bohaterkę mojej ulubionej książki czy może być lepiej?
- Nie, nie wiedziałam. - Uśmiechnęła się promiennie. - Kto ją napisał? Tą książkę?
- Cassandra Clare a co? - odpowiedziałam prawie szeptem.
- Miała nikomu nie mówić a co dopiero pisać. O jejku ale nie dziwie się Fearie mają krótki język.
- Clary, jak ja się tu znalazłam? - Spytałam po chwili ciszy.
- To długa historia. Wszystko Ci zaraz wytłumaczymy przy śniadaniu a teraz idź się wykąp. Na pewno dobrze Ci to zrobi a ja pójdę dla ciebie po jakieś ubrania. Jesteś podobnej budowy co Izzy więc na pewno coś się znajdzie a później pójdziemy na zakupy. - Powoli wstawała z krzesła na którym siedziała. Zatrzymałam ją pociągnięciem za rękaw. - Tak?
- Wiesz, że nie mam pieniędzy, prawda? - Spytałam smutna.
- Spokojnie oto się nie martw, jesteśmy rodziną nasza mała Bezimienna. - Uśmiechnęła się do mnie ciepło po czym wyszła z pokoju.
   Wyszłam spod kołdry i skierowałam się do drzwi naprzeciwko łóżka. Co się okazało dobrze trafiłam ponieważ teraz znajdowałam się w olbrzymiej łazience. Na szafce leżały ręczniki, szczotka do włosów i do zębów oraz pasta. Nalałam całą wannę wody. Zaczęłam się rozbierać z sukienki, w której byłam na zakończeniu roku. Ta była cała zakrwawiona. Po chwili siedziałam już w cieplutkiej wodzie. Clary miała rację i kąpiel faktycznie dobrze mi zrobiła. Gdy tak siedziałam po szyję w pianie, którą pozwoliłam sobie zrobić, rozległo się pukanie do drzwi.
- Clary to ty?
- Tak. Mogę wejść? Mam dla ciebie ubrania. - Powiedziała przez drzwi łazienki.
- Jeśli nie przeszkadza Ci, że jestem po szyję w pianie to możesz wejść. - odpowiedziałam śmiejąc się. Klamka drzwi drgnęła i do pomieszczenia weszła owa dziewczyna.
- Mam dla ciebie moje dżinsy i crop-top Izzy. Mam nadzieję, że będzie pasować. Wzięłam dla ciebie jeszcze czarne trampki. Przykro mi ale nasza garderoba jest w większości czarna.
- Spokojnie mi to nie przeszkadza, czarny to mój ulubiony kolor. Chodź niektórzy mówią, że to nie kolor. - obydwie się zaśmiałyśmy jak widzę mamy podobne poczucie humoru.
- Czekam na ciebie w pokoju. - uśmiechnęła się i wyszła.
Wyskoczyłam z wanny, wytarłam się, ubrałam i uczesałam włosy. Po chwili byłam gotowa i dołączyłam do Clary, która siedziała na łóżku. Ubrania, które dostałam były na mnie trochę za duże ale było znośnie.
- Jak widzę jesteś z nas najszczuplejsza  . - uśmiechnęła się - a teraz chodź wszyscy czekają. - skinęłam głową i wyszłyśmy z pomieszczenia.
Gdy szłyśmy korytarzem byłam pod wrażeniem całego wystroju. Wszędzie obrazy jak sądzę Anioła Razjela, który stworzył Nocnych Łowców.
Gdy przeszliśmy przez wielki korytarz  Clary otworzyła wielkie drewniane drzwi, które jak się okazało prowadziły do kuchni. Wszyscy już tam czekali. Gdy weszłam każdy się na mnie patrzył. Rudowłosa położyła rękę na moim ramieniu i wyszeptała abym się nie stresowała. Po czym zaczęła mi wszystkich przedstawiać jakbym nie wiedziała kto jest kim.
- Od lewej Simon, Izzy, Jace, Magnus, Alec i chłopak, którego pewnie nie znasz Will. - wszyscy uśmiechnęli się do mnie serdecznie a Isabelle zerwała się z krzesła i mnie przytuliła.
- Kolejna dziewczyna, nawet nie wiesz jak się z tego cieszę. A teraz siadaj do stołu to wszystko Ci wytłumaczymy. - zrobiłam tak jak mi kazano i siedziałam teraz pomiędzy Willem i Clary. Wszyscy jedli śniadanie i przy okazji Alec wszystko mi opowiedział.
- Wiedziałam, że Świat Cieni istnieje, byłam tego pewna. - powiedziałam pełna entuzjazmu.
- To prawda a teraz należysz do niego. - odpowiedział pogodnie Jace.
- Dalej nie mogę zrozumieć jak to możliwe, przecież z tego co mi wiadomo zwykłych Przyziemnych w Nocnego Łowcę może zamienić tylko Kielich Anioła. - odparłam.
- My też tak myśleliśmy. Nawet nie wiedzieliśmy, że Anioły mogą mieć dzieci. Z tego co nam wiadomo jesteś pierwszą osobą, która została zamieniona w taki sposób. Co stanowi zagadkę dla Clave. - odpowiedziała mi spokojnie Clary.
- Za dwa dni zabieramy Cię do Idrisu abyś złożyła przysięgę wtedy staniesz się prawdziwą Nocną Łowczynią. - odparł Alec.
- W tym samym dniu dostaniesz strój bojowy i twoją stelę. Do tego czasu musisz wybrać nazwisko no i w twoim przypadku imię. - skończyła za brata Isabelle.
- Dzisiaj z Izzy zabieramy Cię na zakupy a po powrocie jeśli będziesz mieć siłę zrobimy Ci pierwszy trening. Poprowadzimy go wiesz taki babski dzień. - skinęłam głową na zgodę.
- Tak w ogóle nie zdążyłam wam za wszystko podziękować. Alec, Magnus dziękuję za uratowanie życia. I wszystkim dziękuję za opiekę postaram się jakoś odwdzięczyć i nie sprawiać problemów. - uśmiechnęłam się smutno.
- Ej mała teraz jesteś częścią naszej rodziny i od teraz masz czuć się jak w domu. Czy to zrozumiane? - zapytał opiekuńczo Jace.
- Tak zrozumiałe. - zaśmiałam się.
- A poza tym nie możesz być gorszym Nefilim niż Simon. - wtrącił swoje trzy grosze Will.
- Nie obrażaj mojego narzeczonego, On się wyrobi. - stanęła w obronie Izzy.
- Prędzej pies szczeknie dupą niż On będzie Nocnym Łowcą. - w taki oto piękny sposób zaczęła się kłótnia, którą zakończyła Clary mówiąc, że pora na zakupy. Teraz znajdujemy się chyba w 50 sklepie wyładowane setkami toreb a to wszystko dla mnie.
- Izzy na prawdę nie potrzebuję jedenastych par szpilek.
- Owszem potrzebujesz, uwierz mi.
Po jakiś 5 godzinach siedziałam już w swoim pokoju i swoich nowych ciuchach w czarnych legginsach i czarnym t-shircie oraz w czarnych trampkach. Teraz czekałam tylko na Izzy, która będzie mnie uczyć posługiwać się batem. W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. W drzwiach stała Izzy i po chwili stałam na sali treningowej obserwując ruchy batem. Powtarzałam wszystko tak jak moja nauczycielka i szło mu zadziwiająco dobrze jak to ona powiedziała.
Ćwiczyłam gaszenie płomieni na świeczce kiedy do sali wszedł Will z Jace'm. Rozstawili się na środku sali i zaczęli walczyć na miecze. Cały pojedynek wygrał Jace, a Will był bardzo wkurzony. Izzy i Jace wszystko sprzątali chciałam im pomóc ale powiedzieli, że sobie poradzą. Isabelle kazała mi zachować bat bo mówiła, że muszę mieć przy sobie jakąś broń a, że jeszcze nie mam stroju bojowego nie mogę mieć przy sobie chociażby sztyletu. Bat mam na ręce. Will wybiegł gdzieś wcześniej. Spokojnie wyszłam z sali treningowej i kierowałam się do swojego pokoju. W pewnym momencie poczułam szczypnięcie na moim pośladku. Odwróciłam się i zobaczyłam Willa. Dałam mu z liścia ten jednak nic sobie z tego nie zrobił i przycisnął mnie do ściany.
- Zadziorna, lubię takie. - wyszeptał mi do ucha.
- Myślałam, że jesteś inny! Wydawałeś się miły. Co ja Ci takiego zrobiłam?
- Ty nic, ale jesteś piękna i chcę Cię mieć. - po tych słowach gwałtownie mnie pocałował. Próbowałam się wyrwać ale nie miałam tyle siły. W tedy przypomniałam sobie, że przecież mam bat. Delikatnie ześliznął się do mojej dłoni i szybkim ruchem smagnęłam go w policzek. Ten zaczął krwawić a jego właściciel syknął i gwałtownie się ode mnie odsunął. Wykorzystałam to i zaczęłam uciekać. Niestety chłopak był szybszy i złapał mnie tuż przed moim pokojem. Chwycił mnie za szyję i zaczął dusić.
- Will puść mnie! - wykrzyczałam. Ten tylko jeszcze mocniej zacisnąć dłonie. - nie mogę oddychać. - szamotałam się. Ze swojego pokoju wyskoczył Alec i odtrącił ode mnie Willa. Opadłam na kolana łapczywie nabierając powietrza. Alec spokojnie rozmawiał z Willem a na jego twarzy zaczęło pojawiać się przerażenie. Odwrócił się i pobiegł tylko w jemu znanym kierunku.
- Wszystko w porządku? - zapytał opiekuńczo Alec.
- Tak, dzięki tobie. - odpowiedziałam ochrypłym głosem.
- Musisz wybaczyć Willowi, on nie chciał jest po prostu chory. Czasami nad sobą nie panuje. - przykucnął koło mnie. Wziął mnie pod pachy i zaprowadził do pokoju. Chwilę ze mną posiedział do póki się nie uspokoiłam i wyszedł. Jak ja się cieszę, że dostałam bat, bez niego mogło skończyć się gorzej. No i oczywiście miałam szczęście, że Alec był w pokoju i mnie usłyszał. Nie ma co ale ten dzień był naprawdę pełen wrażeń. Przebrałam się w piżamę i poszłam spać.

*********************************************************************************

Hej wszystkim. Dziś mam dla was małe wyzwanie a mianowicie dobijmy trzy komentarze a wstawię kolejny rozdział. Od każdej osoby musi być jeden. Tak jestem okrutna ☺. Za wszystkie błędy bardzo przepraszam. miłego czytania.

Pozdrawiam Córka Razjela.

wtorek, 8 marca 2016

Rozdział II



   Nathan

   Po usłyszeniu prośby mojej kochanej podopiecznej nie miałem wyboru i musiałem zejść do niej. Dziewczyna była cała zakrwawiona i bliska śmierci. Chwilę potem zjawił się jakiś mężczyzna z kocimi oczami i czarno włosy chłopak obok niego. Obydwoje pobledli na widok dziewczyny. Czułem, że za chwilę mogę stracić robotę.
- Magnus zrób coś! - Krzyknął czarno włosy.
- Alec wiesz dobrze, że Ona jest człowiekiem a moje czary nie są w stanie uratować zwykłego człowieka. Co najwyżej mogę powstrzymać na chwilę krwawienie ale przy jej obecnym stanie to jej nie pomoże. - Powiedział łagodnie ten drugi. Jak widać najprawdopodobniej mnie nie widzą co znaczy, że zapomniałem się objawić. Wyszeptałem kilka słów i teraz stałem nad ciałem mojej podopiecznej w miarę ludzkiej postaci. Oczy mężczyzn były teraz skierowane na mnie.
- Skąd się tu wziąłeś? Jesteś czarownikiem jak Magnus? - Spytał drżącym głosem Alec.
- Nie, nie jestem czarownikiem tylko Aniołem tej dziewczyny. I nazywam się Nathan miło mi cię poznać młody Nocny Łowco. - Oczy chłopaka się powiększyły jak widać był zaskoczony widząc kolejny raz anioła.
- Przestańcie gadać! Ta dziewczyna umiera. - Wykrzyknął czarodziej, który robił jakieś czary. - Co robimy? Nie dam rady dłużej utrzymać jej przy życiu.
- Alec masz stelę, prawda? - Pokiwał głową. - To dobrze, przyda się.
- Co chcesz zrobić? Przecież jeśli użyje na niej steli to stanie się Wyklętą.
- Myślisz, że tego nie wiem? To mój ojciec stworzył waszą rasę. - Oczy chłopaka się rozszerzyły jeszcze bardziej. Nawet czarodziej na mnie spojrzał. - Jestem potomkiem Archanioła Razjela i w moich żyłach płynie jego krew co za tym idzie mogę również stworzyć Nefilim ale tylko raz na dekadę. I zamierzam właśnie to teraz zrobić abyście mogli ją uratować.
- Że co? - Krzyknął Alec
- Później Ci wytłumaczę a teraz podaj nóż, szybko. - Chłopak zrobił to co mu kazałem. Przyłożyłem nóż do mojego ciała a ten rozbłysnął silnym światłem. Nie zwracając na to uwagi bo przecież jestem aniołem a to jest serafickie ostrze naciąłem swój nadgarstek z, którego zaczęła skapywać złota krew. Nachyliłem się nad głową dziewczyny i pozwoliłem aby moja krew skapywała do jej ust. W takich przypadkach nie potrzebny jest Kielich Anioła gdyż krew należy do Razjela. Ciało mojej podopiecznej rozbłysło na złoto. Czyli rytuał przemiany dobiegł końca i teraz stała się prawowitą Nocną Łowczynią.
- Magnus możesz ją teraz uratować, prawda? - Pokiwał głową.
- Alec same moje czary nie wystarczą, nałóż jej iratze. To przyspieszy gojenie się. - Chłopak posłusznie zrobił to co kazał czarownik i przyłożył stelę do skóry dziewczyny. Ja tylko mogłem się patrzeć. Po chwili z ran przestała płynąć krew. Widać było, że Magnus słabnie.
- Alec potrzebuję twojej energii. - Chłopak bez zająknięcia podszedł do czarownika i podał mu dłoń. Ten od razu to wykorzystał i rany dziewczyny zaczęły się powoli zasklepiać.
Po około 5 minutach dziewczyna leżała nieprzytomna na ławce ale stabilna.
- Nathan, tak? - Potwierdziłem skinieniem głowy. - Jak ta dziewczyna się nazywa? - Spytał Magnus.
- Ona nie ma imienia. Jest tak jakby adoptowana jako pocieszenie dla ludzi, którzy stracili córkę. Zyskała imię Emilia na cześć tamtej dziewczynki. Ale teraz kiedy poznała prawdę nie ma imienia ani nazwiska. Tamci ludzie jej nie kochali a biologicznych wciąż nie możemy namierzyć. Ta dziewczyna nie ma nikogo i niczego.
- To smutne. A co teraz mamy z nią zrobić? - Spytał smutno Alec.
- Alec zabierzemy ją do Instytutu teraz jest jedną z Was. - Odpowiedział Magnus.
- Chwała Niebiosą, że akurat tu byliście ale z tego co wiem pochodzicie z Nowego Jorku co robicie w Polsce i to jeszcze w takim małym mieście?
- Można by rzec, że zrobiliśmy sobie małą wycieczkę krajoznawczą aby zdobyć składniki do mikstur. A niektóre występują tylko tu.
- Aha. Mogę mieć do Was jedną prośbę? - Kiwnęli głowami. -  Proszę zaopiekujcie się nią. Dobrze? Od tej pory przestaję być jej Aniołem Stróżem gdyż ma w sobie krew anioła. A żaden człowiek mający ją w sobie nie ma Stróżów to dotyczy też ludzi z krwią demona.
- Zrobimy co w naszej mocy aby poczuła się u nas jak w domu i aby znalazła w nas rodzinę. - Powiedział opiekuńczo Alec.
- Cieszę się. A i jeszcze jedno stanie się Nefilim było jej marzeniem od zawsze. - Podałem im książkę i się pożegnaliśmy a ja ostatni raz spojrzałem na moją dziewczynkę i zniknąłem.

************************************
Bezimienna

   Byłam w ciemności wokół mnie były tylko czarne postacie. Cały czas czułam okropny ból. Prościej mówiąc ktoś mnie postrzelił, prawdopodobnie przez przypadek ale jednak. Teraz byłam na skraju życia bądź śmierci. Byłam jeszcze młoda i nie zamierzałam wypróbować tej drugiej opcji.
Dryfując w ciemności i bezgranicznej ciszy zastanawiałam się co zrobię gdyby jakimś cudem ktoś mnie uratował.
Tak naprawdę straciłam wszystko dom, rodzinę a nawet imię. Postanowiłam więcej nie używać Emilia gdyż to za bardzo boli. To imię zawsze będzie mi się kojarzyło i byłym rodzicom ze zmarłą córką a ja nie chcę aby tak było. Teraz stałam się Bezimienną.
Zastanawia mnie gdzie się teraz podzieję. Raczej nie zamierzam tam wracać bo zapewne powiedzieli mi to wszystko teraz ponieważ uważają, że jestem na tyle dorosła iż sobie poradzę. W szkole byłam raczej nie lubiana może nie przez moje oceny ale przez zatracaniu się w świecie fikcyjnym. Zawsze wyobrażałam siebie jako ktoś niezwykły: anioł, wampir czy chociażby Nefilim. Wszyscy się z tego śmiali więc raczej byłam samotna. Rozmawiałam tylko z moim aniołem, no dobra raczej prowadziłam monolog gdyż nigdy nie dostawałam odpowiedzi. Zawsze miałam jednak nadzieję, że On mnie słyszy dlatego po postrzale zamiast krzyczeć wniebogłosy wolałam go poprosić aby mi pomógł.
Prawdopodobne jest, że teraz trafię do domu dziecka. No ale cóż, jestem silna i sobie poradzę. Do osiemnastki jeszcze tylko dwa lata a później znajdę jakąś pracę i wszystko się ułoży.
   Wtem poczułam coś bardzo dziwnego i przerażającego. W ustach miałam tak jakby posmak krwi a po chwili wstrząsnął mną ból i zaczęłam świecić się i widzieć wszystko na złoto. Nie wiem ile byłam w takim stanie pewnie krótko ale byłam tak zszokowana, że nie mogłam trzeźwo myśleć. Nagle cały ten świat czy cokolwiek to było zniknął. Nie czułam już bólu i po prostu spałam.

************************************
Will

   Po rozwiązaniu problemu ze spodniami poszedłem spać. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Żadnych wezwań od Clave czy innych bzdet. Nareszcie mogłem się wyspać bo Clary i Jace nie hałasowali. Nie odrobiłem tego co kazała mi Rudowłosa ale myślę, że nie będzie się na mnie gniewać. Chodź wiem, że nadzieja jest matką głupich ale ja do tego grona się nie zaliczam.
Rano czeka mnie trening z Alec’iem, który chyba jeszcze nie wrócił co może znaczyć iż mam dzisiaj święty spokój. Nienawidzę strzelać z łóżku a tego mnie właśnie uczy za to kocham siekać mieczem oburęcznym. W tym dorównuje Jace'owi a śmiem powiedzieć, że jestem od niego nawet lepszy.
   Nad ranem usłyszałem rumor za drzwiami a przecież jeszcze nie pora na śniadanie! Jak śmieją mnie obudzić o czwartej nad ranem! Przecież nie wyspanie się nie służy urodzie! Przez ciągłe niewyspanie zaczęły pojawiać mi się pierwsze zmarszczki! To niedorzeczne! Chodź Izzy mówi, że to od śmiechu to ja i tak wiem swoje i zamierzam pokonać te małe bestie! Jeszcze nie wiem jak ale na pewno to zrobię.
Zrzuciłem z siebie kołdrę i ubrałem się w strój Nocnego Łowcy po czym zbiegłem po schodach na dół.
   W drzwiach Instytutu stał Magnus i Alec. Ten drugi miał na rękach jakąś młodą dziewczynę. Podszedłem do nich i stanąłem obok Clary i Jace'a. Marys i Robert są obecnie w Idrisie więc Instytut prowadzi Alec z Isabelle.
- Kto to jest? - Spytałem. Po bliższym przyjrzeniu się mogę stwierdzić iż obudzenie mnie tak wczesną porą było warte takiego widoku. Dziewczyna była śliczna. Długie, brązowe, falowane włosy były tak długie, że leżąc w objęciach chłopaka muskały ziemię. Była niewiarygodnie chuda tak jakby miała początki anoreksji ale i tak było widać trochę kobiecych kształtów co bardzo cieszyło moje oko. Oczu nie widziałem gdyż miała je zamknięte.
- To jest dziewczyna. - Odpowiedział ironicznie Jace.
- No co ty? Już myślałem, że kaczka. A może coś więcej? - Zapytałem lekko podminowany.
- Jest jedną z nas. Tak od jakiś kilku godzin. - Odparł Alec.
- Jak to od kilku godzin? Przecież Clave zabrania używania Kielicha. - Wtrąciła Izzy.
- Wcale nie użyliśmy go na niej. Potomek Razjela uczynił z niej Nefilim. - Odpowiedział tym razem Magnus.
- Wiecie co, to może zacznijcie od początku. - Zarządził Jace. Skinęli potwierdzając.
- Byliśmy w Polsce po składniki dla Magnusa, nagle usłyszeliśmy strzały i znaleźliśmy ją całą zakrwawioną. - I tak Alec opowiedział wszystko co stało się z dziewczyną.
- A jak się nazywa? - Wtrąciłem.
- Jak byś mi nie przerwał to bym zaraz do tego doszedł. - Odburknął czarnowłosy. - Ona nie ma imienia ani nazwiska. - No i dopowiedział resztę historii. Śmieszy mnie to, że ludzie, którzy nie mają tylko ludzkiej krwi nie mają Strażników.
- Przy niej leżała ta książka. A Nathan powiedział, że Ona marzyła zawsze o takim życiu jak wasze. No i się doczekała. - Powiedział Magnus.
- Musimy powiadomić o tym Clave. Ta dziewczyna musi przejść inicjacje i zapoczątkować nowy ród oraz złożyć przysięgę. Trzeba zastanowić się gdzie ją umieścimy i gdy dojdzie do siebie musi zacząć szkolenie. - Poinformowała nas wszystkich Izzy.
- Wiem. Jest jeszcze coś co obiecałem Nathanielowi. Obiecałem się nią zaopiekować i stworzyć jej nowy dom. Mogę liczyć na waszą pomoc? - Zapytał cicho Alec a my wszyscy potwierdziliśmy jego słowa. - To dobrze. A teraz mogę zanieść ją do łóżka? Bo chodź jest bardzo lekka to powoli tracę czucie w rękach.
- Zanieść ją do pokoju obok twojego. To jedyny przyszykowany. - Pokiwał głową i poszedł na górę. Oczywiście wszyscy podążyli za nim. I po kilku chwilach nasza Bezimienna leżała spokojnie w łóżku otoczona wszystkimi obecnymi w Instytucie.
- Biedna dziewczyna. Tyle musiała przejść. - Powiedziała najbardziej zmartwiona z nas wszystkich Clary.
- To prawda ale teraz znajdzie u nas rodzinę. - Pocieszył ją Jace.
- Idę wysłać ognistą wiadomość. Clary możesz przy niej czuwać? - Zapytała z troską Izzy.
- Jasne.
Wszyscy prócz Clary opuścili pokój.
- To co Will jak widzę gotowy na trening. - Dopadł mnie Alec. A myślałem, że mi już dzisiaj odpuści.
-  O każdej porze. - Odpowiedziałem z przekąsem i ruszyliśmy na salę treningową.
*********************************************************************************

   Z okazji Dnia Kobiet życzę wszystkim kobietom wszystkiego najlepszego, dużo zdrówka, szczęścia i pomyślności ☺. 
Z tej okazji rozdział wstawiam w porannej porze a nie wieczornej.
Wszystkich zachęcam do komentowania, to bardzo motywuje, 
Za wszystkie błędy przepraszam. Jeśli ktoś takowe błędy zauważy proszę aby dał mi znać to postaram się je poprawić. 

Serdecznie pozdrawiam Córka Razjela ☺

wtorek, 1 marca 2016

Rozdział I



 

Bezimienna

   Siedziałam przy stole kończąc swoją owsiankę. Do autobusu zostało jeszcze 10 minut czyli w najgorszym wypadku na przystanku będę na styk. Włożyłam miseczkę do zmywarki i wyszłam z domu wcześniej żegnając się z moimi rodzicami.
   Dzisiaj ostatni dzień szkoły czyli dostajemy świadectwa a od jutra zaczyna się najlepszy okres w życiu czyli prościej mówiąc WAKACJE.
   Idąc w ogóle się nie śpieszyłam co później okazało się wielkim błędem. Byłam jakąś minutę od przystanku kiedy właśnie z niego wyjechał mój autobus. Przeklęłam siebie za moją głupotę i źle wymierzony czas co łączy się z tym pierwszym ponieważ to był jedyny autobus jakim mogłam na czas dojechać do szkoły gdyż mieszkam na jednym wielkim zadupiu.
Do stacji kolejowej miałam niedaleko i modliłam się w duchu aby jakiś pociąg dojeżdżał przynajmniej w okolice szkoły.
Nie obijając się ruszyłam pędem na pociąg co było wielkim wyczynem w sandałkach na 10 centymetrowej  szpilce i opinającej czarnej sukience. W końcu gimnazjum trzeba zakończyć w wielkim stylu. Mam 16 lat i kończę go lecz po wolnym idę od razu do drugiej liceum gdyż przeskoczyłam jedną klasę.
Na peron dobiegłam w samą porę. Szybko sprawdziłam czy dany pociąg jedzie tam gdzie chcę i ruszyłam w podróż. Mój transport miał stację dwie ulicę od gimnazjum. I znowu musiałam biec. Jestem dość cienka z wychowania fizycznego i bardzo go nie lubię ponieważ w naszej szkole gramy tylko w siatkówkę i kosza ale jak trzeba to umiem szybko pobiec, a nawet to lubię.
   Na dziedzińcu słychać było oklaski czyli najprawdopodobniej skończyła się część artystyczna i teraz będą rozdawać świadectwa. Jestem nie dość, że w klasie "a" to jeszcze mam najwyższą średnią z całej szkoły czyli ja pierwsza dostanę świadectwo. Zza drzwi sali gdzie wszystko się odbywało usłyszałam naszą dyrektorkę wywołującą moją klasę.
Wparowałam tam jak opętana i zobaczyłam wszystkich uczniów zwróconych w moją stronę w tym również pani dyrektor i wychowawczynię.
- O widzę, że nasza najlepsza uczennica weszła w wielkim stylu. - Na sali rozbrzmiał głośny śmiech ale został szybko uciszony machnięciem ręki dyrektorki. Jak ja się cieszę, że mogę opuścić to pieprzone gimnazjum, nienawidzę go. - A teraz zajmij swoje miejsce chyba, że nie zależy Ci na świadectwie. - Posłusznie poszłam tam gdzie mi kazano po czym odbyła się cała ceremonia i po pół godzinie byłam wolna od całego tego szaleństwa. Moi mili czas zacząć wakacje!
   Uradowana wparowałam do domu, w którym roznosił się piękny zapach. W kuchni siedzieli moi rodzice wraz z młodszym bratem, który najwyraźniej skończył wcześniej niż ja. Wszyscy mieli jakieś dziwne miny. Na blacie leżała moja ukochana książka o Nefilim.
Mama podbiegła do mnie i uściskała mocno, potem obejrzała moje świadectwo oddając je ojcu i podała kawałek czekoladowego ciasta czyli sprawcy pięknych zapachów i kazała mi zasiąść do stołu.
- Emilko musimy Ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Pamiętasz jak kiedyś pytałam się ciebie co byś zrobiła gdybyś dowiedziała się, że jesteś adoptowana? - Pokiwałam głową. W tedy mówiłam, że to by mnie bardzo bolało w szczególności gdybym dowiedziała się o tym późno i prawdopodobnie nie wybaczyłabym moim adoptowanym rodzicom, że to ukrywali. Wolałabym wiedzieć od razu. - Córeczko nie jesteśmy twoimi prawdziwymi rodzicami. - Zbladłam.
- Jak to? To nie możliwe! Przecież masz zdjęcia zaraz po porodzie a później przez cały czas gdy dorastam. Jeśli to jest żart to w cale nie śmieszny!
- Na pierwszych zdjęciach to nie jesteś ty. Mieliśmy najpierw biologiczną córkę Emilkę, która tydzień po porodzie zmarła. Byliśmy tak zrozpaczeni, że kilka godzin po jej śmierci zaadoptowaliśmy dziewczynkę bardzo podobną do niej z jednym wyjątkiem Emilka miała niebieskie oczy a ty masz brązowe. - Mówiła to bardzo spokojnie a we mnie aż się gotowało. Jak oni mogli to przede mną ukrywać?!
- To znaczy, że nawet imienia mi nie zmieniliście? Jak tak można? - Wykrzyczałam im to prosto w twarz. - Czyli byłam dla was tylko pocieszeniem i nikim więcej. Nigdy mnie nie kochaliście bo przypominałam wam ją. To dlatego zawsze lepiej traktowaliście Adama!
- Tak to prawda. Myśleliśmy z matką, że nasz ból zaleczysz ty. Niestety, było jeszcze gorzej. Przepraszamy Cię za to. - Odrzekł pseudo ojciec. Zawsze myślałam, że do nich nie pasuję ale nigdy nie pomyślałam, że mogę być tylko lekarstwem, które okazało się być trucizną.
- Dlaczego mówicie mi to teraz? W dniu zakończenia gimnazjum w wigilię wakacji i w dzień moich urodzin?!
- Ponieważ jest jeszcze jedna rzecz, którą chcieliśmy Ci powiedzieć. - Odparła "matka".
- No to słucham.
- 29 czerwiec to wcale nie są twoje urodziny tylko Emilii ty urodziłaś się 15 kwietnia.
- Słucham! Nawet nie obchodziłam swoich urodzin? Jesteście podli, podli słyszycie?
- Zdajemy sobie z tego sprawę i jeszcze raz przepraszamy. - Odburknął mój były tata.
- Możecie mi chociaż powiedzieć jak mam tak naprawdę na imię, skąd pochodzę, jakie mam nazwisko, kim byli moi rodzice, dlaczego mnie zostawili?
- Z tego co wiemy twój ojciec pochodził z Nowego Jorku a twoja matka była Kaszubką. I nie nadali Ci żadnego imienia bo zaraz Cię oddali ale nikt nie wie jak się nazywali i co robili bo nie podali tego w papierach. Przykro nam. - Odparła smutno matka.
- Wam jest przykro? Ja nawet nie mam swojego imienia. Przepraszam ale muszę ochłonąć. Jak mam się teraz do Was zwracać skoro de facto nawet mnie nie kochacie?
- Mów nam po imieniu. - Kiwnęłam głową, wzięłam swoją książkę, która leżała sobie spokojnie na stole i na mnie czekała. To była moja najlepsza przyjaciółka w niej zawsze znajdywałam pocieszenie i chodź znałam ją na pamięć zawsze zatracałam się w niej na nowo i wskakiwałam w tak nierealny świat, w którym pragnęłam żyć. Z książką w ręku wybiegłam z domu i popędziłam przed siebie. Wsiadłam do akurat nadjeżdżającego autobusu i pojechałam do centrum mojego miasta.
Stamtąd pobiegłam do parku. Siadłam na ławce i dałam popłynąć łzą. Książka leżała na moich kolanach i dzielnie przyjmowała każdą kolejną łzę. Po tym wszystkim zastanawiam się teraz kim ja jestem. Nie mam nawet własnego imienia a co dopiero nazwiska czy chociażby rodziców. Bo tych, których miałam przez 16 lat okazali się ludźmi, którzy nawet mnie nie kochają i, którym sprawiam ból samą moją obecnością.
   W okolicy usłyszałam krzyki i strzały a w pewnym momencie poczułam coś ciepłego spływającego z mojego brzucha. Później czułam tylko ból. Spojrzałam w dół i doznałam szoku z mojego brzucha i lewej piersi leciała krew. Czy tak właśnie ma skończyć się mój żywot? Po dowiedzeniu się prawdy i nawet bez szansy na znalezienie odpowiedzi? Zaczęłam modlić się do mojego Anioła, w którego wierzyłam ze wszystkich sił. Wzywałam go, prosiłam, błagałam aż po kilku sekundach byłam bliska wykrwawieniu się i w końcu zobaczyłam dwie postacie. Jedną od, której biło bardzo jasne światło a drugiej nie zdążyłam się przyjrzeć bo pogrążyłam się w ciemności, której się obawiałam.

************************************
Will

   Kończyłem swój trening z Jace'm po, którym zawsze byłem wykończony. Czy ten facet nigdy się nie męczy? Treningi z Jace'm nie dość, że są wymagające, najtrudniejsze ze wszystkich to do tego denerwujące gdyż mój kochany pan trener robi na mnie pułapki. Co ja temu mężczyźnie takiego zrobiłem? Pomijając oczywiście fakt, że przez przypadek całowałem się z Clary, obciąłem mu jego lśniące włosy i zalałem jego pokój. Ale tak to nic nie zrobiłem! Doprawdy nie wiem dlaczego ten człowiek się tak na mnie wyżywa!
Poczułem, że owy mężczyzna wykręca mi rękę. Na serio? Przecież tylko stoję, już po treningu!
- Orient młody. Nie wierz, że do wroga nigdy nie odwraca się plecami? - Powiedział co wiedział. Czy on nigdy nie odpuści? Przepraszałem go z milion razy chodź i tak nie widzę ku temu powodu ale Alec mnie zmusił. Aghr ten jego parabatai.
- Wiesz dobrze, że nie jesteśmy wrogami. - W tym momencie podciąłem go tak jak mnie wcześniej uczył.
- No, no czyżby uczeń przerósł mistrza? - Zaśmiał się Jace.
- Jak widać. A teraz wybacz ale jestem padnięty a muszę odrobić to co zadała mi twoja piękna i jakże urocza dziewczyna.
- No właśnie moja, a nie twoja więc nawet sobie niczego nie wyobrażaj.
- Przecież ja nic takiego nie robię. Wiem, że raczej któreś z waszej dwójki by mnie zabiło a uwierz tego nie potrzebuję. Mam jeszcze długie wojownicze życie Nocnego Łowcy.
- Na Anioła czytasz mi w myślach! Chyba muszę udać się do Cichych Braci a ty lepiej do swojej sypialni.
- Bardzo śmieszne skarbie ale nie sądzę aby był powód straszenia naszej maskotki Instytutu.
- Clary, nawet nie dasz się zabawić. - I Jace jak to zwykle ma w zwyczaju robić pocałował czule swoją dziewczynę a także narzeczoną. A mnie zebrało się na wymioty.
- To może ja już pójdę tylko jak przejdziecie do pokoju to starajcie się to -  Zrobiłem znaczący gest rękoma - robić ciszej. Ostatnio pół nocy nie mogłem przez Was spać!
- Słyszałaś to panno Herondale? Ten oto osobnik będzie nas upominał i dawał jakże potrzebne rady.
- Will idź już do siebie. - Ponagliła mnie rudowłosa. Mam do niej słabość i jakoś tak wyszło, że posłuchałem.
   Poszedłem do kuchni, w której gotowała Izzy. Muszę powiedzieć, że z dnia na dzień jest coraz lepszą kucharką, która jest zaręczona z Simonem - Niezdarnym Nocnym Łowcą.
Po paru minutach kolacja była gotowa i do stołu zasiedliśmy tylko ja, Izzy i Simon gdyż Clary z Jace'm robią małych Herondale'ów a Alec jest u Magnusa.
Kolacja była dobra i można było się nią najeść co dla tak wspaniałego Nocnego Łowcy jakim byłem ja, był to dość istotny szczegół.
Poszedłem do siebie i położyłem się spać. Tak w ogóle to chyba przesadziłem z jedzeniem bo teraz spodnie od stroju bojowego w jakiś dziwny sposób nie chcą zejść mi z tyłka i brzucha.

Hej!



   Cześć.
    Witam na moim drugim blogu. Ten różni się od poprzedniego tym, że jest wzorowany na Sadzę "Dary Anioła". Głównymi bohaterami niestety nie są Clary i Jace tylko Bezimienna i Will. Proszę nie zrażajcie się tym, bo nasza ukochana para też występuję. Zresztą jak wszyscy bohaterowie tej sagi.
Od razu uprzedzam, iż rozdziały będą wstawiane nie regularnie chodź będę starać się napisać coś przynajmniej raz w tygodniu.
Za wsparcie mentalne i podsuwanie niektórych pomysłów dziękuję Córce Lilith.
Pierwszy rozdział wstawiam już dziś i serdecznie zapraszam do czytania.

Pozdrawiam gorąco Córka Razjela.