wtorek, 1 marca 2016

Rozdział I



 

Bezimienna

   Siedziałam przy stole kończąc swoją owsiankę. Do autobusu zostało jeszcze 10 minut czyli w najgorszym wypadku na przystanku będę na styk. Włożyłam miseczkę do zmywarki i wyszłam z domu wcześniej żegnając się z moimi rodzicami.
   Dzisiaj ostatni dzień szkoły czyli dostajemy świadectwa a od jutra zaczyna się najlepszy okres w życiu czyli prościej mówiąc WAKACJE.
   Idąc w ogóle się nie śpieszyłam co później okazało się wielkim błędem. Byłam jakąś minutę od przystanku kiedy właśnie z niego wyjechał mój autobus. Przeklęłam siebie za moją głupotę i źle wymierzony czas co łączy się z tym pierwszym ponieważ to był jedyny autobus jakim mogłam na czas dojechać do szkoły gdyż mieszkam na jednym wielkim zadupiu.
Do stacji kolejowej miałam niedaleko i modliłam się w duchu aby jakiś pociąg dojeżdżał przynajmniej w okolice szkoły.
Nie obijając się ruszyłam pędem na pociąg co było wielkim wyczynem w sandałkach na 10 centymetrowej  szpilce i opinającej czarnej sukience. W końcu gimnazjum trzeba zakończyć w wielkim stylu. Mam 16 lat i kończę go lecz po wolnym idę od razu do drugiej liceum gdyż przeskoczyłam jedną klasę.
Na peron dobiegłam w samą porę. Szybko sprawdziłam czy dany pociąg jedzie tam gdzie chcę i ruszyłam w podróż. Mój transport miał stację dwie ulicę od gimnazjum. I znowu musiałam biec. Jestem dość cienka z wychowania fizycznego i bardzo go nie lubię ponieważ w naszej szkole gramy tylko w siatkówkę i kosza ale jak trzeba to umiem szybko pobiec, a nawet to lubię.
   Na dziedzińcu słychać było oklaski czyli najprawdopodobniej skończyła się część artystyczna i teraz będą rozdawać świadectwa. Jestem nie dość, że w klasie "a" to jeszcze mam najwyższą średnią z całej szkoły czyli ja pierwsza dostanę świadectwo. Zza drzwi sali gdzie wszystko się odbywało usłyszałam naszą dyrektorkę wywołującą moją klasę.
Wparowałam tam jak opętana i zobaczyłam wszystkich uczniów zwróconych w moją stronę w tym również pani dyrektor i wychowawczynię.
- O widzę, że nasza najlepsza uczennica weszła w wielkim stylu. - Na sali rozbrzmiał głośny śmiech ale został szybko uciszony machnięciem ręki dyrektorki. Jak ja się cieszę, że mogę opuścić to pieprzone gimnazjum, nienawidzę go. - A teraz zajmij swoje miejsce chyba, że nie zależy Ci na świadectwie. - Posłusznie poszłam tam gdzie mi kazano po czym odbyła się cała ceremonia i po pół godzinie byłam wolna od całego tego szaleństwa. Moi mili czas zacząć wakacje!
   Uradowana wparowałam do domu, w którym roznosił się piękny zapach. W kuchni siedzieli moi rodzice wraz z młodszym bratem, który najwyraźniej skończył wcześniej niż ja. Wszyscy mieli jakieś dziwne miny. Na blacie leżała moja ukochana książka o Nefilim.
Mama podbiegła do mnie i uściskała mocno, potem obejrzała moje świadectwo oddając je ojcu i podała kawałek czekoladowego ciasta czyli sprawcy pięknych zapachów i kazała mi zasiąść do stołu.
- Emilko musimy Ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Pamiętasz jak kiedyś pytałam się ciebie co byś zrobiła gdybyś dowiedziała się, że jesteś adoptowana? - Pokiwałam głową. W tedy mówiłam, że to by mnie bardzo bolało w szczególności gdybym dowiedziała się o tym późno i prawdopodobnie nie wybaczyłabym moim adoptowanym rodzicom, że to ukrywali. Wolałabym wiedzieć od razu. - Córeczko nie jesteśmy twoimi prawdziwymi rodzicami. - Zbladłam.
- Jak to? To nie możliwe! Przecież masz zdjęcia zaraz po porodzie a później przez cały czas gdy dorastam. Jeśli to jest żart to w cale nie śmieszny!
- Na pierwszych zdjęciach to nie jesteś ty. Mieliśmy najpierw biologiczną córkę Emilkę, która tydzień po porodzie zmarła. Byliśmy tak zrozpaczeni, że kilka godzin po jej śmierci zaadoptowaliśmy dziewczynkę bardzo podobną do niej z jednym wyjątkiem Emilka miała niebieskie oczy a ty masz brązowe. - Mówiła to bardzo spokojnie a we mnie aż się gotowało. Jak oni mogli to przede mną ukrywać?!
- To znaczy, że nawet imienia mi nie zmieniliście? Jak tak można? - Wykrzyczałam im to prosto w twarz. - Czyli byłam dla was tylko pocieszeniem i nikim więcej. Nigdy mnie nie kochaliście bo przypominałam wam ją. To dlatego zawsze lepiej traktowaliście Adama!
- Tak to prawda. Myśleliśmy z matką, że nasz ból zaleczysz ty. Niestety, było jeszcze gorzej. Przepraszamy Cię za to. - Odrzekł pseudo ojciec. Zawsze myślałam, że do nich nie pasuję ale nigdy nie pomyślałam, że mogę być tylko lekarstwem, które okazało się być trucizną.
- Dlaczego mówicie mi to teraz? W dniu zakończenia gimnazjum w wigilię wakacji i w dzień moich urodzin?!
- Ponieważ jest jeszcze jedna rzecz, którą chcieliśmy Ci powiedzieć. - Odparła "matka".
- No to słucham.
- 29 czerwiec to wcale nie są twoje urodziny tylko Emilii ty urodziłaś się 15 kwietnia.
- Słucham! Nawet nie obchodziłam swoich urodzin? Jesteście podli, podli słyszycie?
- Zdajemy sobie z tego sprawę i jeszcze raz przepraszamy. - Odburknął mój były tata.
- Możecie mi chociaż powiedzieć jak mam tak naprawdę na imię, skąd pochodzę, jakie mam nazwisko, kim byli moi rodzice, dlaczego mnie zostawili?
- Z tego co wiemy twój ojciec pochodził z Nowego Jorku a twoja matka była Kaszubką. I nie nadali Ci żadnego imienia bo zaraz Cię oddali ale nikt nie wie jak się nazywali i co robili bo nie podali tego w papierach. Przykro nam. - Odparła smutno matka.
- Wam jest przykro? Ja nawet nie mam swojego imienia. Przepraszam ale muszę ochłonąć. Jak mam się teraz do Was zwracać skoro de facto nawet mnie nie kochacie?
- Mów nam po imieniu. - Kiwnęłam głową, wzięłam swoją książkę, która leżała sobie spokojnie na stole i na mnie czekała. To była moja najlepsza przyjaciółka w niej zawsze znajdywałam pocieszenie i chodź znałam ją na pamięć zawsze zatracałam się w niej na nowo i wskakiwałam w tak nierealny świat, w którym pragnęłam żyć. Z książką w ręku wybiegłam z domu i popędziłam przed siebie. Wsiadłam do akurat nadjeżdżającego autobusu i pojechałam do centrum mojego miasta.
Stamtąd pobiegłam do parku. Siadłam na ławce i dałam popłynąć łzą. Książka leżała na moich kolanach i dzielnie przyjmowała każdą kolejną łzę. Po tym wszystkim zastanawiam się teraz kim ja jestem. Nie mam nawet własnego imienia a co dopiero nazwiska czy chociażby rodziców. Bo tych, których miałam przez 16 lat okazali się ludźmi, którzy nawet mnie nie kochają i, którym sprawiam ból samą moją obecnością.
   W okolicy usłyszałam krzyki i strzały a w pewnym momencie poczułam coś ciepłego spływającego z mojego brzucha. Później czułam tylko ból. Spojrzałam w dół i doznałam szoku z mojego brzucha i lewej piersi leciała krew. Czy tak właśnie ma skończyć się mój żywot? Po dowiedzeniu się prawdy i nawet bez szansy na znalezienie odpowiedzi? Zaczęłam modlić się do mojego Anioła, w którego wierzyłam ze wszystkich sił. Wzywałam go, prosiłam, błagałam aż po kilku sekundach byłam bliska wykrwawieniu się i w końcu zobaczyłam dwie postacie. Jedną od, której biło bardzo jasne światło a drugiej nie zdążyłam się przyjrzeć bo pogrążyłam się w ciemności, której się obawiałam.

************************************
Will

   Kończyłem swój trening z Jace'm po, którym zawsze byłem wykończony. Czy ten facet nigdy się nie męczy? Treningi z Jace'm nie dość, że są wymagające, najtrudniejsze ze wszystkich to do tego denerwujące gdyż mój kochany pan trener robi na mnie pułapki. Co ja temu mężczyźnie takiego zrobiłem? Pomijając oczywiście fakt, że przez przypadek całowałem się z Clary, obciąłem mu jego lśniące włosy i zalałem jego pokój. Ale tak to nic nie zrobiłem! Doprawdy nie wiem dlaczego ten człowiek się tak na mnie wyżywa!
Poczułem, że owy mężczyzna wykręca mi rękę. Na serio? Przecież tylko stoję, już po treningu!
- Orient młody. Nie wierz, że do wroga nigdy nie odwraca się plecami? - Powiedział co wiedział. Czy on nigdy nie odpuści? Przepraszałem go z milion razy chodź i tak nie widzę ku temu powodu ale Alec mnie zmusił. Aghr ten jego parabatai.
- Wiesz dobrze, że nie jesteśmy wrogami. - W tym momencie podciąłem go tak jak mnie wcześniej uczył.
- No, no czyżby uczeń przerósł mistrza? - Zaśmiał się Jace.
- Jak widać. A teraz wybacz ale jestem padnięty a muszę odrobić to co zadała mi twoja piękna i jakże urocza dziewczyna.
- No właśnie moja, a nie twoja więc nawet sobie niczego nie wyobrażaj.
- Przecież ja nic takiego nie robię. Wiem, że raczej któreś z waszej dwójki by mnie zabiło a uwierz tego nie potrzebuję. Mam jeszcze długie wojownicze życie Nocnego Łowcy.
- Na Anioła czytasz mi w myślach! Chyba muszę udać się do Cichych Braci a ty lepiej do swojej sypialni.
- Bardzo śmieszne skarbie ale nie sądzę aby był powód straszenia naszej maskotki Instytutu.
- Clary, nawet nie dasz się zabawić. - I Jace jak to zwykle ma w zwyczaju robić pocałował czule swoją dziewczynę a także narzeczoną. A mnie zebrało się na wymioty.
- To może ja już pójdę tylko jak przejdziecie do pokoju to starajcie się to -  Zrobiłem znaczący gest rękoma - robić ciszej. Ostatnio pół nocy nie mogłem przez Was spać!
- Słyszałaś to panno Herondale? Ten oto osobnik będzie nas upominał i dawał jakże potrzebne rady.
- Will idź już do siebie. - Ponagliła mnie rudowłosa. Mam do niej słabość i jakoś tak wyszło, że posłuchałem.
   Poszedłem do kuchni, w której gotowała Izzy. Muszę powiedzieć, że z dnia na dzień jest coraz lepszą kucharką, która jest zaręczona z Simonem - Niezdarnym Nocnym Łowcą.
Po paru minutach kolacja była gotowa i do stołu zasiedliśmy tylko ja, Izzy i Simon gdyż Clary z Jace'm robią małych Herondale'ów a Alec jest u Magnusa.
Kolacja była dobra i można było się nią najeść co dla tak wspaniałego Nocnego Łowcy jakim byłem ja, był to dość istotny szczegół.
Poszedłem do siebie i położyłem się spać. Tak w ogóle to chyba przesadziłem z jedzeniem bo teraz spodnie od stroju bojowego w jakiś dziwny sposób nie chcą zejść mi z tyłka i brzucha.

1 komentarz:

Piszcie w imię Razjela...