poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział IV



   Rozdział 4

Will

 
    Co ja zrobiłem? - w kółko zadawałem sobie to pytanie. Kocham tą dziewczynę a dałem ponieść się chorobie. Gdyby nie Alec miałbym jej krew na rękach. Po tym wszystkim wybiegłem z Instytutu aby udać się na polowanie. Jednak moje stopy zaniosły mnie całkiem gdzie indziej. Stoję teraz przed drzwiami Wielkiego Czarownika Brooklynu. W mojej głowie miałem kłębek myśli. Jak ja jej to wszystko wytłumaczę? Czy mam prosić kolejny raz o pomoc chłopaka mojego przyjaciela? Czy może po prostu iść i dać się zabić jakiemuś demonowi? To by rozwiązało wszystkie moje problemy.
Po kilku głębszych wdechach zastukałem kołatką do drzwi czarownika. Po chwili drzwi otworzył owy mężczyzna.
- Will? Co Cię tu sprowadza? - zapytał zaskoczony Magnus.
- Potrzebuję twojej pomocy. - odparłem cały w nerwach.
- Kolejny atak? - skinąłem głową - Nie dobrze, to już trzeci w tym tygodniu. - czarownik otworzył szerzej drzwi i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Bane powędrował do salonu i rozsiadł się na fotelu. Usiadłem na kanapie, która znajdowała się naprzeciwko jego.
- Opowiadaj co się stało.
- Miałem napad. - odparłem lakonicznie.
- To już wiemy. Może coś więcej. - odparł czarownik wpatrując się w kominek po jego prawej stronie.
- Prawie zabiłem naszą Bezimienną. Byłem bardzo zdenerwowany bo przegrałem walkę z Jace'm na jej oczach. A wiesz jak bardzo mi się podoba. Gdy wyszła z sali treningowej zaczaiłem się na nią i przycisnąłem do ściany a potem zacząłem dusić. Gdyby nie twój chłopak była by najprawdopodobniej martwa. Magnus co ja mam zrobić twoje leki już nie pomagają a Ona mi nie wybaczy tego co jej zrobiłem. - po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. Dałem im spokojnie płynąć. Nie ścierałem ich bo wiedziałem, że zaczną płynąć na nowo. Bane rozpostarł ramiona a ja się w niego wtuliłem.
- Will, uspokój się. Dostaniesz więcej leku a ja będę szukać innego, silniejszego. Wróć do Instytutu i po prostu ją przeproś a później wytłumacz jej co się z tobą dzieje. Z tego co mi się wydaje jest mądrą dziewczyną i na pewno to zrozumie. - pocieszał mnie czarownik.
- Może masz racje. A jeżeli nie to zostanie mi jeszcze utopienie się w jakiejś rzece albo dać się zabić demonowi. -  powiedziałem smutno.
- Chłopaku nie mów tak! Masz jeszcze całe życie przed sobą. - potrząsnął mną Bane.
- Taaak. Dziękuję Ci za wszystko a teraz idę posłuchać twoich rad. - odpowiedziałem tłumiąc w sobie przerażenie jakie mnie ogarniało przed spotkaniem się z Bezimienną.
- Dobrze robisz. Poczekaj tu chwilę a ja przyniosę Ci leki.
   Po chwili Magnus wrócił z pełną saszetką moich leków, które i tak mi nie pomagają i wyszedłem z jego domu. Skierowałem się do Instytutu bojąc się spotkania z domownikami.

**********************************
Bezimienna

   Usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Leniwie otworzyłam oczy i ujrzałam Willa. Już zaczynałam krzyczeć kiedy ten zakrył moje usta swoją dłonią i usiadł na mnie okrakiem.
- Proszę nie bój się mnie. Obiecuję, że nic Ci nie zrobię tylko nie krzycz. - odparł błagalnie chłopak. - Będziesz krzyczeć jeżeli zabiorę rękę? - pokręciłam przecząco głową. - Dobrze. - zabrał rękę.
- Czy łaskawie możesz ze mnie zejść? Jesteś ciężki. - powiedziałam sfrustrowana.
- Przepraszam. - wyszeptał chłopak. Natychmiast ze mnie zszedł i siadł na skraju łóżka.
- Teraz możesz mi wytłumaczyć po co tu jesteś i czemu wczoraj usiłowałeś mnie zabić. - odrzekłam ze złością w głosie. Chłopak tak jakby tego nie zauważył i zaczął mówić.
- Jestem chory. Mam ataki złości, w tedy nie wiem co robię. Przepraszam za to co zrobiłem, nie panowałem nad sobą. Zaczaiłem się na ciebie i pocałowałem bo się w tobie zakochałem. W tedy gdy mnie odrzuciłaś rozzłościłaś mnie jeszcze bardziej co doprowadziło do żądzy twojej śmierci. - westchnął smutno chłopak. Gdy tak na niego patrzyłam zrobiło mi się go żal
- Will tak mi przykro z powodu twojej choroby ale wiedz, że nie żywię do ciebie uczuć takich jak ty do mnie. Miło mi słyszeć, że ktoś się we mnie zakochał ale nie będę cię okłamywać. Przepraszam.  Will proszę nie gniewaj się na mnie. - chłopak westchnął smutno.
- Nie mógł bym się na ciebie gniewać moja kochana Bezimienna, zawsze będę Cię kochać. - odpowiedział smutno.
- Możesz opowiedzieć mi historie swojej choroby? Może jest jakiś sposób by Ci pomóc.- zapytałam cichutko.
- Gdy miałem jakieś 10 lat Czarownik wspierający demony rzucił na mnie klątwę albo czar. W każdym bądź razie gdy się denerwuje tracę panowanie nad sobą i nic ani nikt nawet moje leki, które zrobił dla mnie Magnus nie są wstanie mnie powstrzymać ani uspokoić. Nic nie można z tym zrobić. Boję się, że gdy ktoś będzie za blisko i nikogo nie będzie w pobliżu przy moim ataku ktoś zginie. Przeze mnie straciliśmy trzy koty bo zdenerwowałem się gdy mnie podrapały.
- Ale przecież Alec Cię ode mnie odciągnął a w tedy się uspokoiłeś.
- Tak, nagle oprzytomniałem gdy miałem się na ciebie kolejny raz rzucić gdy zobaczyłem ciebie ledwo łapiącą powietrze. - powiedział z iskierką nadziei w głosie.
- Aha - po chwili przerwy gdy patrzyliśmy sobie w oczy powiedziałam - Ale przecież wystarczy tylko znaleźć tego czarownika i zmusić go aby cię odczarował. - powiedziałam entuzjastycznie.
- Może wydaję Ci się to proste jest tylko jeden mały szczegół. - spojrzałam na niego pytająco ten widząc to kontynuował. - ten czarownik nie żyje. Znaleźliśmy go jakieś pół roku temu z poderżniętym gardłem w okolicy mostu Brooklyn'skiego. Nic nie da się zrobić. Te ataki zostaną ze mną na zawsze.
- Przykro mi. Ale nie wolno tracić Ci nadziei na pewno da się coś zrobić.
- Fajnie, że w to wierzysz bo ja już dawno straciłem nadzieję. - zauważyłam, że chłopak mnie kołdrę. Położyłam rękę na jego by go pocieszyć.
- Will... to imię chyba jest przeklęte.
- Czemu tak sądzisz?
- Ponieważ Will Herondale był tak jakby przeklęty i wierzył w to przez 5 lat a teraz ciebie ktoś przeklął. Tylko, że przodek Jace'a w rzeczywistości w cale przeklęty nie był a ty jesteś.
- Faktycznie coś z tym imieniem jest nie tak. Trzeba zgłosić to do Clave aby zakazano używania go. - zaśmiał się chłopak.
- Masz rację. A i przepraszam za policzek.
- A to - powędrował do miejsca w które go zraniłam - to nic. Dobrze radzisz sobie z batem a byłaś dopiero po pierwszej lekcji. Robi wrażenie. Chyba masz talent dziewczyno. - promiennie się uśmiechnął.
- Nie sądzę. Po prostu szczęście.
- Nie mów tak. Simon do tej pory nie wie gdzie jest przód a gdzie tył bata. Więc na prawdę nie sądzę żeby to był tylko fart.
- Naprawdę nie wie gdzie jest przód a gdzie tył. - skinął głową z ogromnym uśmiechem na ustach. - chyba go nie lubisz co?
- błagam jak można lubić taką ofiarę losu jak Simon. Na prawdę nie wiem jak Izzy mogła się w nim zakochać a co dopiero zaręczyć. - odparł ze śmiechem chłopak.
- też się nad tym zastanawiam. Ten facet mnie wkurza.
- a co dopiero mnie. Co dzisiaj robisz?
- po śniadaniu mam trening z Alec’iem a później muszę popracować nad imieniem i nazwiskiem.
- to dobrze się składa, trening mamy razem, a jeśli chcesz mogę pomóc Ci wymyśleć coś fajnego.
- dziękuję, z chęcią skorzystam z twoich ofert. - uśmiechnęłam się do niego ten odwzajemnił go i zaczął podnosić się z łóżka. - czemu już wychodzisz?
- tak spodobało Ci się moje towarzystwo? - zapytał z śmiechem w głosie i ruszając brwiami.
- chyba śnisz.
- raczej nie, ale mój brzuch tak. Marzę aby coś zjeść więc ruszaj swoje cztery litery i chodź na śniadanie - Will próbował być poważny i mówić wszystko rozkazującym tonem.
- tak jest szefie. - zaśmiałam się i rzuciłam w niego kolejną poduszką po czym wyskoczyłam z łóżka krzycząc jak małe dziecko gdyż Will zaczął mnie gonić. Zamknęłam się w garderobie.
- mała wiesz, że kiedyś będziesz musiała stamtąd wyjść a w tedy czekam na ciebie ja z karą.
- tak, tak tylko daj mi się ubrać.
-  ok, czekam. - powiedział chytrze. W co ja się wpakowałam...
   W kilka minut przebrałam się w luźne legginsy i bokserkę oraz opanowałam swoje włosy. Wyszłam z garderoby po czym zaraz do niej wróciłam ponieważ szanowny Pan Will oblał mnie wodą do suchej nitki. Super kara. Gdyby wcześniej powiedział mi co zamierza przebrałabym się w strój kąpielowy a nie w normalne ubrania. W tedy przyjęłabym moją karę na klatę. Przebrałam się w taki sam komplet ubrań i wyszłam do chłopaka. Niestety moje włosy były teraz wilgotne i puszyły się jak nigdy przedtem.
- Wielkie dzięki. Teraz wyglądam jak clown z trwałą.
- Nie na za co. Ale ładnemu we wszystkim ładnie. - zaśmiał się Will.
- Nie żartuj sobie i chodź bo teraz mój żołądek marzy o śniadaniu.
- Zgoda. Zgoda. - odparł chłopak ze sztuczną urazą.
Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do kuchni. Tam wszyscy już jedli i wesoło o czymś rozmawiali ale gdy tylko mnie zobaczyli zaraz ucichli.
- Cześć wszystkim. - przywitałam się.
- Hej. Mała co ty masz z włosami? Wyglądasz jak napuszony kurczak. - zapytał Jace, który nie krył śmiechu.
- Dzięki za porównanie Jace. A to - wskazałam na moją głowę. - to wynik rzucania poduszką w jednego osobnika. - skierowałam wzrok na Willa z upomnieniem wymalowanym na twarzy.
- Will. Coś ty jej zrobił? - zapytała skonsternowana Izzy.
- Nic, tylko przez przypadek w moich rękach znalazł się kubeł z wodą a potem jego zawartość przez przypadek wylądowała na tej oto dziewczynie. - mówiąc to wskazał na mnie.
- Will... - westchnęła Clary. - brak mi do ciebie słów. A teraz jedzcie bo jak sądzę za chwilę macie trening z Aleciem. - spojrzała na śpiącego chłopaka z widelcem zanurzonym w jajecznicy. - Alec ! - wrzasnęła Clary. Chłopak natychmiast się obudził rzucając przy okazji śniadaniem w dziewczynę
- Co się stało? Clary czemu jesteś w jajecznicy? - zapytał zmęczonym tonem czarnowłosy.
-Ty mi powiedz. I to twoja zasługa. - zaśmiała się Rudowłosa. Jace siedzący obok swojej dziewczyny wycierał z niej śniadanie.
- Przepraszam. Wczoraj do późna nie spałem. - wytłumaczył Alec.
- Ale jesteś w stanie poprowadzić dzisiejszy trening? - spytała Izzy.
- Trening, zawsze. W szczególności lubię patrzeć jak Will usiłuję trafić w środek tarczy z resztą bez skutecznie. A jej jestem ciekaw. Strzelałaś kiedykolwiek z łuku? To pytanie skierował do mnie.
- Nie nigdy. - odpowiedziałam kończąc śniadanie.
-  To nic. Wypróbuję Cię dzisiaj. - odparł wesoło chłopak. - A teraz zbierać się i idziemy. - nakazał Alec.
- Nie, proszę zabijcie mnie. - westchnął Will.
- Nie będzie tak źle. - poklepał go po plecach czarnowłosy.
- Nie, będzie gorzej. - mruknął wychodząc z kuchni.
Poszłam za nimi do sali treningowej.

*********************************************************************************

Więc tak dziękuję, że ktoś to czyta i dał o tym znać ☺ czyli dziękuję Nikoli Łazuchiewicz, Córce Lilith oraz Kubie Lis ☺.
Dzisiejsze wyzwanie jest takie samo jak ostatnio. Piszcie czy chcecie muzykę bo planuję ją zrobić. Może chcecie jakiś specjalny rozdział odbiegający troszkę od fabuły ale z tymi postaciami. Piszcie, na wszelkie propozycje jestem otwarta ☺
Za wszystkie błędy przepraszam.

Pozdrawiam Córka Razjela.

2 komentarze:

  1. Następne rozdziały postaram się robić dłuższe ☺. Rozdział specjalny wstawię specjalnie na święta, więc czekam na więcej propozycji. Natomiast twój pomysł na pewno wykorzystam ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Ps. Moje komentarze się nie liczą.

    OdpowiedzUsuń

Piszcie w imię Razjela...